Pogoda nie zapowiadała się zbyt obiecująco - było chłodno, a niebo mocno zachmurzone chmurami ciężkimi od deszczu. Nic to, pojechaliśmy trzymając kciuki.
Pierwszy postój odbył się w Seppeltsfield Winery.
My z Najmilszym byliśmy tam już, i to nawet całkiem niedawno, ale powrót był sympatyczny, bo i wino dobre, i obsługa fachowa i miła. Pogadaliśmy, popróbowaliśmy win z tutejszej winnicy, obejrzeliśmy kącik z winem i drugi - o charakterze muzealno-skansenowym. Usiedliśmy na bossskiej ławeczce (ahhhh, jak miło byłoby taką mieć u siebie), pospacerowaliśmy nieco po przepięknym terenie piknikowym, pomiędzy drzewami, podziwiając widoki i... ruszyliśmy dalej.
Nota bene: tutejsza toaleta też jest warta odwiedzenia ;-)
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Kolejny przystanek to Barossa Valley Estate. Wnętrze o zupełnie innym charakterze, z częścią restauracyjną.
Popróbowaliśmy wina, popstrykaliśmy zdjęcia i... dalej w drogę.
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Taaak, tu chcieliśmy przyjechać w odwiedziny - Penfolds Wines - po pierwsze była to dla nas pierwsza wizyta w tym miejscu, po drugie - wypiliśmy już trochę wina tej marki, po trzecie: i wino, i podejście marketingowe tutaj wyraźnie wybijają się na plus.
W centrum można obejrzeć nie tylko aktualną ofertę handlową (wow, sporo butelek ma ceny trzycyfrowe i to dość wysokie), ale i materiały promocyjne, gadżety winiarskie oraz osobną salę, gdzie prezentowane są wina - zdobywcy nagród, tytułów i medali.
Załoga bardzo sympatyczna i profesjonalna, oferta... kusząca, chociaż tanio tu nie jest ;-)
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Zbliżała się pora lunchu i w poprzednim miejscu polecono nam wizytę w Saltram Wine Estates, gdzie oprócz degustacji wina będziemy też mogli coś zjeść.
Hmmmm, mimo wszystko poprzestaliśmy na degustacji...
Hmmmm, i poczuliśmy różnicę - w sensie: zatęskniliśmy za smakami z poprzedniego miejsca...
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Na lunch pojechaliśmy do pizzerii sprawdzonej wcześniej przez Solenizanta - w sercu Angaston mieści się słynna już z dobrego jedzenia i nagrodzona wielokrotnie Roaring 40's Cafe (Ryczące Czterdziestki ;-).
Wnętrze godne pizzerii, w kącie regał pełen książek kucharskich - cały wachlarz kuchni międzynarodowych oraz mój hit - Zarządzanie kuchnią i domostwem z lat sześćdziesiątych - zdjęcia w środku - bezcenne. Przepisy i instrukcje dotyczące technik kulinarnych ciekawe zalecenia dla pań domu - godne zdjęć ;-).
Za oknem wiał wiatr i padał deszcz, otaczały nas smakowite zapachy, brzuchy burczały na znak, ze pora jak najbardziej odpowiednia na posiłek, a do stolika dotarła porcja dla Solenizanta i Kierowniczki Wycieczki oraz jedyna przystawka...
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Wrrrr, ojjjj, próba była surowa, bardzo surowa, ale na szczęście zaserwowane pizze wynagrodziły męki oczekiwania.
Suuuper: sprawdziliśmy:
- burgery wołowe z frytkami,
- pieczywo czosnkowe
oraz pizze:
- BBQ Chicken & Bacon (kurczak i boczek z grilla),
- Mediterranean (Śródziemnomorska),
- Barossa Valley Blend (smak z Doliny Barossa - feta i mozarella z karmelizowanymi szalotkami, kaparami i tymiankiem pod pierzynką z rukoli w sosie z oliwy i cytryny - mmmmm...)
oraz
- Best of the Best S.A. Seafood (najlepsze z najlepszych owoce morza w Południowej Australii - na podkładzie z sosu pomidorowego grilowane kałamarnice, przegrzebki i krewetki - w tym królewskie - z oregano i koperkiem, w towarzystwie muszli z kolendrą, chilli, sosem z limonki i rybnym posypane wiórami (!) sera pecorino.
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Słowem: lunch godny okazji i próbowanych win ;-)
Ostatnim punktem dzisiejszej wycieczki była wizyta w (też odwiedzonej przez nas już wcześniej i gorąco polecanej przez Najmilszego) winiarni Wolf Blass.
Stylowe, nowoczesne wnętrze, rozpoznawalne etykiety i kolejna udana degustacja oraz zakupy ;-))
Oprócz wizyty w sklepie zajrzeliśmy też do sal poświęconych historii tej marki oraz technologii produkcji wina i beczek.
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Nad Doliną Barossa chwilami świeciło słońce, chwilami padał deszcz, na pożegnanie pokazała się wyraźna tęcza, która przez kolejne kurtyny deszczu odprowadzała nas w kierunku Adelajdy. Tu na razie deszcz nie dotarł i dobrze, bo świetnie wiedzieliśmy, co można zrobić z tak pięknie rozpoczętym dniem: uzupełniliśmy zatem zapasy przez dotarciem do domu Solenizanta, gdzie dołączyły do nas posiłki zarówno osobowe, jak i kulinarne.
Przebojem stołu było pieczywo autorstwa Wojtka, który za swe piekarnicze cuda (chleby na zakwasie) został ostatnio nagrodzony pierwszym miejscem w kategorii: pieczywo na zakwasie na australijskim konkursie piekarniczym w Sydney oraz przygotowane przez Niego marnowana papryka oraz pasta z grillowanych bakłażanów z czosnkiem w japońskim majonezie.
Świętowaliśmy długo w noc przy niezawodnym karaoke przeplatając przeboje polskie angielskojęzycznymi oraz kolejnymi toastami dla Solenizanta.
Zaproponowana formuła obchodzenia urodzin okazała się znakomita ;-)