... ale czarodziejski fortepian Chopina, a właściwie czarodziejski fortepian Aleksandra Kudajczyka.
Sobotni wieczór 9 stycznia okazał się ucztą dla duszy. Mieliśmy szczęście siedzieć na widowni podczas koncertu w the Elder Hall, który to koncert był częścią festiwalu PolArt 2009 w Adelajdzie. W programie usłyszeliśmy walce, nokturny, preludia i polonezy Szopena w wirtuozowskim wykonaniu! Zwłaszcza druga część koncertu była pełna emocji: szczególnie brawurowo zagrany Polonez A dur (po którym atmosfera wyraźnie się zmieniła - nagle przy fortepianie zobaczyliśmy zupełnie innego człowieka - grającego z pasją i cieszącego się grą, władającego klawiaturą w sposób absolutnie zadziwiający), a na zakończenie sześciokrotny (!) bis.
I dramatyczne zakończenie - artysta w burzy oklasków zniknął po raz kolejny za kulisami, a przywoływany głośnymi brawami publiczności, która chciała jeszcze i jeszcze już się nie pojawił po raz kolejny. Jedna z organizatorek na darmo czekała na Niego z biało-czerwonym bukietem w ręce, bo garderoba okazała się pusta...
Dlaczego?
Artysta przyleciał parę godzin przed koncertem. W Londynie temperatura wynosiła -10 stopni, w Adelajdzie trwała fala upałów, czyli grzało nas ponad 40 stopni. Dodajmy do tego zmęczenie po długiej podróży i zmianę czasu. Mało? Więc dodajmy jeszcze taki drobiazg, że pianiście zginął bagaż. Jaki był tego efekt: wystąpił przed nami w pożyczonym ubraniu i... grał bez nut.
Czapki z głów proszę Państwa, co dedykujemy zwłaszcza Panu z pierwszego rzędu na galerii, który zniesmaczony parę razy pokiwał głową. Ot, taki polski element.
I zagadka: ile osób tego wieczoru zdobyło autograf pianisty? Nie licząc (być może) organizatorów: jedna osoba! Wiedziona intuicją poszła porozmawiać z artystą w czasie przerwy.
My o Aleksandrze Kudajczyku dowiedzieliśmy się z plakatów PolArtu - na koncert przyciągnęło nas bardziej nazwisko kompozytora niż pianisty. A niesłusznie, bo Aleksander Kudajczyk to z pewnością osobowość, która zapisze się w ciągu najbliższych lat w świecie muzyki klasycznej.
Na światowe sceny muzyczne wkroczył w sposób godny scenariusza filmowego, ale stoi za Nim bez wątpienia wielki talent i ogromna praca. Jest cudownym dzieckiem z rodziny muzyków, absolwentem polskich uczelni muzycznych, ale i wirtuozem fortepianu, o bardzo sympatycznym i pełnym ciepła sposobie bycia.
Czarował nas mistrzowsko wykonanymi pasażami, uraczył sześciokrotnym bisem, po czym... uciekł, by nieco odespać, a potem poleciał do Sydney, gdzie nagrywa (nagrał?) płytę z recitalem, z którym wróci do Europy, by tam w kolejnych salach koncertowych cieszyć tłumy słuchaczy muzyką kompozytora, którego 200 rocznicę urodzin będziemy świętować przez cały ten rok.
Nie ukrywam, że zrobimy, co się da, aby tę płytę mieć w swojej kolekcji.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz