1 lipca 2009

Zaczął się najzimniejszy miesiąc...

W nocy wiało straszliwie. Od rana na zmianę świeci słońce i przechodzą gwałtowne gęste deszcze - wieje wtedy wiatr i milkną ptaki. Pogoda zmienia się z minuty na minutę i najłatwiej po tych ptakach poznać, że znowu pada ;-)

Od Zdjęcia Bloggera

Siedzę sama w domu i wypełniają mnie uczucia ambiwalentne:
- sama znaczy cisza i spokój, ale i samotne śniadanie i lunch,
- nie włączyłam radia, ale i pogadać z Miłym Mym nie mogę,
- Miły Mój w pracy (zaczął dziś okres próbny - trzymamy kciuki i nie ciągniemy za język - jak się ładnie uda, to wszystko opowiem ;-), a ja pracy na razie nie mam (hm, hm, w sensie - myślę...),
- nowy Internet został zamontowany przez sympatycznego Szkota (ależ to było miłe dla ucha spotkanie): jest i kabel, i modemo-router, i dobra siła sygnału, ale cieszyć się w pojedynkę = cieszyć się nie dość,
- nadgoniłam zaległości komputerowe, ale zjadłam ciut więcej niż w te dni, kiedy z Chudym nie-siedzieliśmy-w-domu-tylko-spacerowaliśmy,
- ugotowałam obiadokolację z myślą o powrocie Miłego Mego, ale co to za radość, skoro 1) Chudy gotuje świetnie i 2) czekać trzeba tak długo.

Praca wydaje się być OK.
Kolacja smakowała.
Gdzieś tam w klubie trwa turniej pokera, a ja w nagrodę za pozmywane naczynia uciekam czytać.

Brak komentarzy :