10 lipca 2009

Co my tu jemy?

Zainspirowana przez Nieocenioną Monique postanowiłam opisać nasze tu jedzenie, bo - jak wiadomo - Chudzielce lubią jeść, i smakować, i komentować, i chyba nawet już trochę o jedzeniu wiedzą ;-)) Jak na razie, odpukać, jemy zdrowo ;-)
Jemy albo w domu, albo poza. Jak poza, to albo na imprezkach u znajomych, albo w knajpeczkach różnego typu, rodzaju i stopnia wykwintności ;-)

W naszych zakupach spożywczych przeważają owoce i warzywa, chociaż, wbrew wcześniejszym planom, nie zrobiliśmy jeszcze zakupów na markecie. Część owocowo-warzywna naszego wybranego hipermarketu przypomina sklep Madziusiowy, czyli starego-dobrego-Alberta.

Spory wybór i jakość bez zarzutu. Szybko zapomnieliśmy o horrorach serwowanych przez hipermarkety ze starej ojczyzny.
Kupujemy zwykle warzywa zupowo-sałatkowe, z myślą o jarskich obiadach i dodatkach do kanapek, sporo sałaty różnego rodzaju, pomidory. Jest tu i chińska kapustka bok choy, i rzeżucha o liściach wielkości dłoni dziecka, i ziemniaki poukładane według odmian z opisem, która do czego. Podobnie zresztą opisane są jabłka.
Kupowane owoce to siaty pomarańczy (dzięki, Koniczyna, za inspirację - kupiliśmy elektryczną wyciskarkę do cytrusów - jak ktoś ma dylemat prezentowy, to polecam - sprawdza się i nie irytuje użytkownika, jak większość sokowirówek ;-)), melony różnego rodzaju, winogrona, malutkie bananki, kiwi (nowozelandzkie faktycznie zasługują na otaczającą je legendę - oliwkowozielone i słodkie). No i oczywiście orzechy różnych odmian, na kilogramy - same lub w mieszankach, a jak w mieszankach to słono-orzechowe, albo niesłono-owocowe. Nerkowce czy brazylijskie, o makadamiach nie wspomnę, można tu jeść normalnie i bez wyrzutów sumienia, bo kosztują normalnie ;-))
Z egzotycznych atrakcji na razie nic specjalnego nie zaliczyliśmy.

Posiłki przygotowywane w domu to czasem niezły wyczyn, bo nasza kuchnia ciągle płynie, a w mieszkanku mamy do dyspozycji 'aż' trzy garnki, z czego jeden normalny zupowy-więcejlitrowy, a dwa to minirondelki - jeden półtora-, a drugi litrowy.

Jako że Ulubiony z Moich Mężów wraca do domu na obiadokolację po całym dniu pracy, przygotowuję zupę i porcję owoców (nie rozpędzajmy się z nazywaniem tego sałatką ;-) oraz wyciskam sok z pomarańczy, a na drugie kombinuję, żeby było w miarę niejednakowo (ahhh, gdzie nasze zasoby przypraw Kamisa???) i żeby się pomieścić w posiadanych garnkach: makaron z sosem, ryż z duszonymi porami, brokuły z wody, ostatnio sałatka makaronowa z wykorzystaniem lodówkowych końcówek i jajami na twardo ;-)) Ani patelni, ani woka, więc czasem cichy szloch we mnie wzbiera ;-)) Że o Thermomixie nie wspomnę, buuu...

Co do imprez u znajomych: próbowaliśmy barbecue, przepraszam BBQ (z różnym skutkiem wg Chudego ;-), potraw wspominanych z poprzedniej ojczyzny oraz impresji na temat kuchni zastanych tutaj. Często stoły zapełniają gotowe kupowane w sklepie przekąski lub dania na wynos (propozycje sklepowe zaskoczyły mnie na duuuży plus). Jako wegetarianka wybór miewam większy lub mniejszy, ale z reguły sobie radzę. Jeżeli miałabym dziś przyznać jakiś dyplom, to przyznałabym dwa: jeden za mizerię, drugi za tzatziki ;-)

Jedzenie poza domem:
- do hinduskiej jeszcze nie dotarliśmy, bo uparcie otwierają o 17:30, więc głód nie pozwolił nam nigdy doczekać,
- do tajskiej trafiliśmy na lunch i wyszliśmy zadowoleni bardzo,
- do Noodle Box chodzimy regularnie i jemy w miskach na miejscu (Noodle Box to coś, co można zobaczyć na amerykańskich filmach, kiedy bohaterowie jedzą w domu przyniesione z zewnątrz azjatyckie jedzenie w kartonowych pudełkach, z reguły jest to danie z makaronem, często jedzone pałeczkami), Mąż pałeczkami, ja widelcem, oboje baaardzo uważamy, bo zawsze się pochlapiemy, choćbyśmy nie wiadomo jak się starali, Mąż zaproponował zakładanie papierowych serwetek pod szyją - obciach, ale dodaje radosnego kolorytu naszym posiłkom,
- Włosi jak to Włosi, nie zaskoczyli nas niczym, więc wobec licznych egzotycznych propozycji mamy ich odfajkowanych na czas jakiś,
- po sushi chodzimy w wybrane miejsca i mamy już ulubione rodzaje,
- świeżo wyciskane soki z owoców i warzyw pokazanych palcem są super, do smoothies i mieszanek z jogurtem jeszcze nie doszliśmy, bo szkoda nam smaku czystych wyciskanek,
- lody jedliśmy raz, ale porządnie, wrócimy wiosną po więcej ;-))

Generalnie: Chudy Mąż zajada się owocami morza i czasem rybami, ja penetruję propozycje wegetariańskie.
Wina australijskie kochamy coraz bardziej.
Piwa nowoojczyźniane: Chudy - Carlton rodem z Victorii, ja południowoaustralijski Copers Premium Ale.

Brak komentarzy :