21 czerwca 2009

Obrazek sklepowy, czyli słówko o stereotypach ;-)

Jednym z punktów na naszej liście zakupów poprzyjazdowych było obuwie sportowe dla obojga.
Idziemy, jest sklep, wchodzimy. Wita nas młody uśmiechnięty sprzedawca i pyta, w czym może nam pomóc.
Domyślnie zaczynamy ode mnie. 
- Chciałabym buty głównie do chodzenia, nie na dłuższe wycieczki w teren, tylko tutaj, na teraz, na bieżąco, jeśli mogę w nich również jeździć na rowerze to super. Acha, i chciałabym, aby były białe.
- Proponuję te.
- OK. Fajne. Chciałabym zmierzyć, ale nie umiem jeszcze przeliczyć na Waszą numerację.
- No worries (najczęściej słyszana tu odpowiedź, zawsze okraszona uśmiechem), zmierzymy.
Po zmierzeniu na miarce podał mi jakiegoś megabuta. Zmierzyłam i poprosiłam o numer mniejszy. OK. Mając po jednym z każdego rozmiaru na nodze decyduję się na mniejszy.
- Super. Mogę w nich wyjść?
- Jasne, już podam pudełko na buty, w których przyszłaś.
Opisane zajmuje sporo miejsca, ale operacja przebiegła szybko i sprawnie.

I tu następuje część druga, czyli Obsługa Najlepszego z Moich Mężów.
- Chciałbym buty takie, jakie wybrała moja żona - do chodzenia i ewentualnie na rower. Ale po pierwsze na szeroką stopę, a po drugie, żeby oddychały.
Ja ubrana w moje nowe buty tłumaczę. Sprzedawca pokazuje kolejne modele, a Mąż pozawerbalnie sygnalizuje, że te też nieładne, więc nawet nie ma mowy o mierzeniu. W końcu - jeeeeeee!!!
Najpierw miarka dla ustalenia rozmiaru. Samo mierzenie... Nie, jednak są za wąskie i to w newralgicznym, nierozciągliwym miejscu. Odpadają. A szkoda, bo faktycznie fajowe były...
Sprzedawca szuka dalej. Mąż kręci głową i dodaje dla ułatwienia: chciałbym, aby miały stonowany kolor.
W końcu światełko w tunelu, a nawet dwa. Mąż mierzy i wtedy okazuje się, że rozmiary muszą być różne dla każdego z modeli. Sprzedawca się upewnia i z niegasnącym uśmiechem podaje jedną parę mniejszą o pół, drugą - o cały rozmiar. 
- Tak chcieliśmy? 
- Tak.  
Pasują obydwa modele. Jeden lepiej oddycha i jest lepszy do biegania i na rower; drugi - skórzany, stabilniejszy, więc lepiej utrzyma nogę przy grze w piłkę i przy krótszych wycieczkach.
Mąż chodzi, zadaje pytania, które ja tłumaczę, sprzedawca odpowiada.
- A mogę prosić jeszcze o skarpetki?
Jasne, są i skarpetki.
Decydujemy się na obydwie pary. Mężu wyjdzie jednak w butach, w których przyszedł.
Nie ma problemu.
Dostajemy jeszcze 10% rabatu za te hurtowe zakupy ;-)

I to by było na tyle w kwestii kobiet, co to na zakupach spędzają tyyyyyle czasu, a jak już wejdą do sklepu, to gotowe zamęczyć sprzedawcę ;-)

2 komentarze :

Koniczyna pisze...

Aga uwielbiam czytać twoje wpisy :)
Sposób pisania masz fantastyczny :D.
Czekamy na zdjęcia i pozdrawiamy.

becia pisze...

stonowany kolor:D bomba