Ależ było uroczyście - przemówienia, przysięga, odbiór certyfikatów (każdy udokumentowany indywidualnym zdjęciem z Merem w wykonaniu 'ratuszowego' fotografa), flagi krajów, z których przyjechali nowi obywatele (flag było około 20, w tym: polska, brytyjska, amerykańska, kanadyjska, grecka, włoska, izraelska, ukraińska i wiele innych, które dopiero musimy sprawdzić, bo nam wiedzy nie starczyło), odśpiewanie hymnu pod przewodnictwem zaproszonej solistki, a potem, a jakże, bankiecik ;-)) Do pełni szczęścia doszedł fakt, że jakimś cudem uniknęliśmy mandatu, mimo przekroczenia czasu dozwolonego o godzinę :-0
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Sobota zaczęła się bladym świtem, bo o siódmej rano (!) Ostatni z Moich Mężów rozpoczął egzamin praktyczny na nowoojczyźniane prawo jazdy. Tuż przed ósmą zameldował się w domu z powrotem z zaskakującą wiadomością: zdał (a jakże!) na 96pkt na sto (???). No wiecie Państwo, a już się przyzwyczaiłam do Jego stuprocentowych sukcesów ;-))
Kiedy Najmilszy odbierze już swój nowoojczyźniany dokument (pierwszy!), wtedy w Notesie pojawi się obiecany już wcześniej post na temat zamiany staroojczyźnianego prawa jazdy na tutejsze.
Popołudnie rozpoczęliśmy od degustacji wina u znajomych Najmilszego z Moich Mężów. Jason i Sachi mają swoje krzewy winorośli, w tym roku uzbierane grona przekazali fachowcom od produkcji i po odpowiednim czasie otrzymali rieslinga i shiraza sygnowane własną marką. Degustacja wypadła pomyślnie i zakończyła się zamówieniem tuzina (6+6) butelek. Przy okazji poznałam Gospodarzy. Chwilkę porozmawialiśmy z Gospodarzem, Gospodynią i jednym z ich znajomych, po czym ruszyliśmy w stronę domu Nowych Obywateli - nadchodził bowiem czas świętowania w atmosferze mniej podniosłej ;-))
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Od Zdjęcia Bloggera 4 |
Wieczór u Nowych Obywateli obfitował w nowoojczyźniane akcenty, choć nie obyło się bez akcentów znanych i przywiezionych ze Starego Kontynentu: podano i pizzę (dwie wersje) domowej roboty, i tzatziki, i sałatkę Isaury, i francuskie trójkąciki.
Oprócz lokalnego wina i flagi, było też i BBQ ;-)
Pojedliśmy, popiliśmy, pożartowaliśmy, po czym Volvik prowadzony pewną-kobiecą-dłonią zajechał pod Lawendową Chatkę, gdzie Popiołek i Aganiok zdecydowanie uparli się na śródnocny spacer. Wyszli, dzięki temu możemy ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że to koty wróciły do domu nad ranem ;-))
Po 'wychodnej' sobocie nastała okołodomowa niedziela: przywieźliśmy dwa ostatnie cytrusy do kompletu: drzewko pomarańczowe (z czerwonym miąższem) i mandarynkowe.
Kiedy, już po ciemku, trafiły do beczek, oficjalnie ogłosiliśmy, że oto Projekt Cytrusy, Podejście Drugie - został ukończony.
Pozostaje trzymać kciuki za przyszłe kwitnienia i owocowanie ;-))
Od Lawendowa Chatka3 |
Od Lawendowa Chatka3 |
Od Lawendowa Chatka3 |
Od Lawendowa Chatka3 |