12 grudnia 2008

Taki ciepły, choć grudniowy...

Tegoroczny grudzień upływa mi pod hasłem walki z niedźwiedzieniem.
Krążę pomiędzy domem a pracą, trochę czasu zabierają przejazdy, niewielką ilość - rozmowy z Mężem Ulubionem Mem, a całą resztę wypełnia spanie i myślenie o spaniu. No obsesja jakaś się z tego zrobiła!

Nie mam czasu na ulubione zajęcia domowe, na dokładanie do domowego ogniska i kreowanie zimowych nastrojów z zapachów i smaków. Pierniczki ciągle pozostają ambitną wizją, przepisy nie zmieniły się w listę zakupów nawet, nie wspominając o samych zakupach... Chleb i ser pozostają w fazie zakupionych składników czekających na Wielką Przemianę... Moje resztki honoru ratują jedynie muffinki - po pierwszej klęsce (wyszła mi raczej broń miotana niż ciastka ;-), realizuję już same udane wersje i testujemy z Chudym kolejne wariacje dodatków.

Chudy Mąż dziś upiększył Owocówkę przedświątecznymi porządkami, które objęły i okna (w sensie: na razie jedno, ale dni są teraz krótkie ;-)
Jutro rano się pewnie okaże, że jak rano wstajemy, to wcale nie jest aż tak ciemno ;-))

Brak komentarzy :