26 grudnia 2008

Czytanie grudniowe

Szyfr Szekspira - zdecydowanie do postawienia nad Danem Brownem, chociaż nie ze względu na emocje i napięcie, a raczej ze względu na wkład intelektualny ;-). Chwilami się nieco dłuży, niektóre rozwiązania mogą się nie podobać, może rzeczywiście książka zyskałaby po przeniesieniu jej na ekran? Ale przeczytać warto. Ja sama po skończeniu tej książki przekartkowałam sobie kilka tomów Szekspira z tłumaczeniami autorstwa St. Barańczaka, które polecam, bo tłumacz mistrzowsko bawi się słowem i jest to chyba Szekspir, najbliższy temu, o którym pisze J. E. Carrell.

Miłość nad rozlewiskiem - trzeci tom i trzeci raz miło, ciepło i ciekawie; idealne czytanie na przedświąteczne i okołoświąteczne nastroje, na wszechogarniający stres i czasem zwątpienie, czy dołek. Przepisy kulinarne wplatają się w tę prozę coraz zgrabniej, coraz bardziej integrują się z treścią i przestają być tylko 'modnym gadżetem na czasie' dodawanym do każdej książki.
Lubię Gosię i chętnie bym pojechała na urlop nad rozlewisko ;-)

Ostatni szczegół - kolejne przygody w rytmie i stylu właściwym dla Cobena. Nie jest to mój najulubieńszy autor, ale sięgam po jego prozę od czasu do czasu, zwłaszcza jeśli wiem, że znów spotkam poznanych wcześniej bohaterów z pewnej agencji dla sportowców ;-) Tym razem jednak dreszcze nie chodziły mi po plecach...

Krew i wino - skończyły się spotkania z sympatycznymi syjamczykami, więc sprawdzam kolejną serię miękkookładkowych dodatków do gazety. Klimat już zupełnie inny, autor pakuje w swoje książeczki całą masę swoich ambicji i chce chwalić się swą erudycją, i koniec końców wychodzi... niedosyt i przesyt w jednym. Niedosyt, bo się spodziewałam, że o winie (chodzi o trunek) dowiem się więcej, że poczuję ich smak, docenię bukiet i kolor, dowiem się gdzie i jak długo dojrzewały itd. A przesyt? Cóż, bohater raczy nas swą erudycją, prowadzi przez niesamowite ciągi zdarzeń, wychodzi z nich obronną ręką, dzięki swej rozległej wiedzy hobbysty, a nie zapyziałego uczonego i... tu chyba tkwi tajemnica ;-) Słowem: ani to czytadełko przyjemne, jak opowieści o otoczeniu i perypetiach Qwillerana, ani to porządny kryminał, ani to książka dla fanów wina... Ale czytam, bo mam czas i dostęp ;-) z nadzieją, że znajdę wartościowe ziarenko ;-) Sama bym tego na pewno nie kupiła do swojej biblioteki ;-)

Doktryna szoku - książka, przez którą brnę, bo to nie czytadło, ale uważam, że warto ją przeczytać, poznać treść, przedstawione koncepcje i fakty, może nawet niekoniecznie (jak ja) po to, aby się zgodzić z autorką, ale aby tę książkę znać i na tej podstawie poznać zdanie i opinie innych ;-) Przy okazji jest to wartościowe uzupełnienie wiedzy o historii najnowszej, o tym, co dzieje się w kuluarach, gdzie pracują decydenci i jak się plotą losy świata tego. Smutne, wstrząsające i daje do myślenia. Jak skończę, wtedy dopiszę tu pewnie coś więcej...

Najwięcej jednak w grudniu przeczytałam... przepisów ;-) W książkach swoich i tych, na które nasze półki dopiero czekają ;-) Bo książki kulinarne uwielbiam czytać i oglądać tak, jak niektórzy-o-których-będzie-kiedyś-w-Kontekstach czytają przewodniki turystyczne ;-)
Na szczęście Gwiazdka o tym wie, a ja mam nadzieję, że Miły Mój pożyczy mi swoje prezenty do poczytania i pooglądania ;-)

Brak komentarzy :