4 listopada 2008

Jesienne zadumy znowu

Dziarskim krokiem wkraczam w drugi miesiąc istnienia bloga - woooow.

Ostatni weekend minął pod hasłem święta Wszytkich Świętych, które większość z nas uparcie nazywa Świętem Zmarłych.
Znów uśmiechnęła się do nas Złota Polska Jesień, w piątek nawet udało mi się wypatrzyć kilka nitek babiego lata. Znowu zaszeleściło pod nogami, uśmiechało się słońce i temperatura była iście późnowakacyjna. I cmentarze jakieś się takie zrobiły spokojnie zadumane, bardziej refleksyjne, z nutką nadziei nawet - dużo łatwiej o nadzieję w złotojesiennych okolicznościach przyrody.

Nie wiem tego z własnego obecnego doświadczenia (poza baaardzo odległymi wspomnieniami), ale wiele źródeł potwierdza, że w Polsce jest to wciąż bardzo rodzinne święto.
Osobiście źle reaguję na tłumy przesuwające się w żółwim tempie upstrzone oczywiście chamami, co to muszą szybciej niż powolny ogół, nie bacząc na niesione przez siebie i innych ogromne kanciaste wiązanki itp. i na większość ,,przygrobowych pogaduszek", ale to pewnie zwichrowanie zapamiętane z dawnych czasów...
Bo pamiętam, że były i miłe spotkania, i oczywiście pamiętam kupowanie "miodku", który trudno było dowieźć do domu (nie mówiąc o tym, aby coś zostało na drugi dzień), mimo że nie wolno go było jeść, bo "przed obiadem". Pamiętam, że najczęściej jeszcze na cmentarzu spotykaliśmy się z Dziadkami, wspólnie obchodząc kolejne mogiły, że dość często powstawały spory na temat tego, jak gdzie dojść i kto najlepiej pamięta, a kto pomylił alejki, a potem - już przy zapalaniu świeczek - opowieści o tych, o których pamiętamy i przychodzimy im zapalić światło. Gdzieś tam, na końcu "trasy" czekała nagroda w postaci wspólnego obiadu u Dziadków.
Cóż, teraz obiad jemy niby w tym samym mieszkaniu, ale w kuchni króluje już kto inny... Zapalając światło dziękuję między innymi za tamte obiady...

Pojechałam na cmentarz w piątek i była to super decyzja - tłumy jeszcze nie nadciągnęły (święto wypadało w tym roku w sobotę), pogoda była najładniejsza w piątek właśnie (w świąteczną sobotę było najgorzej, w niedzielę znów lepiej), wiele grobów już było udekorowanych i świeciło się sporo zniczy, parę osób robiło porządki przed świętem. Wizyta była smutna, co normalne w takim miejscu, ale bez elementów pośpiechu, zdenerwowania, napierania tłumów itp.

Dzięki pogodzie było też wiele ładnych kwiatów. Ku mojej osobistej radości wracają chryzantemy z tej "wielkogłowej" odmiany, które uwielbiam. W tym roku znów miałam okazję podziwiać żółte i rdzawe z jasnymi spodami, i znów miałam odwieczny dylemat - które podobają mi się bardziej?
Dosyć dużo widziałam też kompozycji stroikopodobnych, w nowoczesnym stylu, z kwiaciarni, czy może studiów kwiatowych i ucieszyły one moje oko z kilku mijanych grobów.
Były też niestety chryzantemki w doniczkach, te drobniutkie, których nie cierpię, ale które są oczywiście praktyczne. I były kolekcje zniczy pt. przekrój stoiska...

Pukając się w głowę staram się mieć przed oczami cel i intencję, które składają się na te mozaiki, ale... Bo właściwie to przecież nawet lepiej - ostatecznie wygrywa ten, kto ma "u siebie" najbardziej wymieszaną mozaikę, bo jest to dowód na wizytę wielu gości i na to, że każdy miał życzenie zostawić kwiaty lub zapalić lampkę. I to nie była jedna rodzina, co to przyszła razem i zapaliła dobrany kompozycyjnie komplet lampek.
Zgadza się, ale ilekroć widzę, tylekroć muszę sobie wytłumaczyć...

1 komentarz :

Unknown pisze...

Przeczytałam wszystkie posty jednym tchem :) Chciałam komentować pod każdym ale może lepiej zbiorczo? Lady, jak zwykle -to wzruszasz, to rozśmieszasz...i zawsze na ten swój oryginalny sposób. No i Wy - Ty i Chudy, szalona mieszanka, której mozna tylko zazdrościć podejścia do życia i do związku!
Właśnie zdobyłaś kolejną wierną czytelniczkę!!
P.S. Opis Owocówki wbił mnie w fotel - nie wiedziałam, że można tak kochać swoje mieszkanie :) To musi być naprawdę wyjątkowe miejsce!!

Kasia