Po ostatniej serii postów na temat pigwy, czas oddać nieco miejsca grzybom.
Najmilszy z Moich Mężów do lasów w tym sezonie jeździł niestety sam. Ja, pochylona nad kolejnymi artykułami, podnosiłam głowę, kiedy wracał, by schylić ją zaraz w uszanowaniu na widok kolejnego wjeżdżającego do kuchni koszyka, a raczej jego zawartości.
Często przyjeżdżały porcje 'na raz', z reguły rydze. Ot, świeża dostawa zakończona królewską kolacją, czyli: rydze smażone na masełku. Czasem towarzyszyły im maślaki (ale kto by tam zbierał maślaki? ;-)
Najlepsze dostawy oddawały jednak niezmiennie cześć tutejszym borowikom.
Nie zawiodły i w tym roku, mimo że się spóźniły, zwodzone przez zmienną pogodę.
Przyjeżdżały do domu duże i zdrowe. Niewiele mieściło się na desce na raz.
Z reguły pozowały do zdjęć i... trafiały do woka.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz