Tak czy inaczej, zrobiło się zimno i nostalgicznie. Przed oknem salonu, w które patrzę zerkając znad mojego ulubionego laptopa, rośnie eukaliptus - duży, rozłożysty, będący zwykle stałym miejscem spotkań tłumów tutejszych 'wróbli' i innego ptactwa. Teraz stoi samotny i cichy, macha tylko biedak gałęziami targanymi przez wiatr. Nad eukaliptusem nieduży kawałek nieba - dziś gasi wszelkie nadzieje na niebieskość, że o słońcu nie wspomnę...
Dla równowagi zajrzałam sobie do moich sióstr wirtualnych, co tam piszą w Shout Box'ie i... uśmiałam się serdecznie! Bo siostry... narzekają na upał w Polsce. Ha! Wyjechaliśmy tak niedawno i wszyscy byli zgnębieni beznadziejną pogodą i zimnem ;-) Zawsze źle, no zawsze źle! ;-)) A tego upału ileż było? Jeden dzień, dwa? Hihihihi, i to jakieś marne 30 stopni ;-))
Od Zdjęcia Bloggera2 |
U nas niebo zachmurzone, od rana nie pokazało nawet kawałka błękitu, temperatura około 14 stopni, kaloryferów nie ma ;-) Mamy na szczęście dwa super grzejniki, ale jestem dzielna i od rana nie włączyłam żadnego. Ratuję się herbatą i wyobrażam sobie, gdzie też obecnie znajduje się kontenerowiec z naszymi pudłami na pokładzie... Bo w tych pudłach są i godnej wielkości kubki (z drugiej strony: jest to jakaś forma gimnastyki, kiedy po zbyt szybkim opróżnieniu zbyt małego kubka trzeba iść do kuchni, by zrobić następną porcję herbatki) i dzbanek z podgrzewaczem...
Co do grzejników - śmieszna sprawa. Bo nie w grzejnikach rzecz! Nasz budynek, a w nim nasze mieszkanko, jak pewnie wiele innych tu, po prostu został zbudowany tak, by samym swym istnieniem negować występowanie zimy ;-) Bo zima to przecież okres krótki, który wystarczy przeczekać, by wrócić do adelajdzkiej rzeczywistości, czyli upałów i suszy ;-)
Okna są pojedyncze i niezbyt szczelne, za to osłonięte markizami i przystosowane do otwierania w czasie upałów, osłonięte moskitierami, a jakże. Ściany są nieizolowane, a wentylacja praktycznie żadna, bo po co wentylacja, skoro wystarczy otworzyć okno ;-) Skutek włączania grzejników jest więc taki, że po szybach po jakimś czasie zaczyna płynąć woda, a mieszkanie zdaje się nasiąkać stopniowo wyziębiającą się wilgocią, brrrrrr... Na szczęście ci, którzy znają mnie osobiście odejmą sobie od mojego opisu naddany procent dramatyzmu i otrzymają obraz zgodny z poziomem wytrzymałości przeciętnego Polaka ;-) Ha, poza tym warunki temperaturowe mam obecnie bardzo zbliżone do tych, które panowały w Owocówce poza sezonem grzewczym. A tam grzejników elektrycznych nie mieliśmy ;-)
Zaprzeczanie istnieniu zimy stosują tu również mieszkańcy. Widokiem całkiem często spotykanym poza domem są ludzie (w różnym wieku) w koszulkach z krótkim rękawem, albo w spodniach za kolano, że o klapkach na gołych nogach nie wspomnę.
Najbardziej zahartowane zdają się być tutejsze dzieci. One przodują w pokazywaniu gołych kawałków ciała z głębi swych wózków. Wiem od Znajomej-Mamy-Ośmiolatka, że po wieczornych zajęciach na basenie dzieci wiezie się (jasne, że samochodem, nie autobusem ;-) do domu już w piżamach i szlafrokach, niekoniecznie z wysuszoną głową. No i oczywiście surferzy - każdego dnia można ich zobaczyć w oceanie kolo molo. Chudy zawsze wtedy patrzy na mnie i powtarza, że jak ktoś ma na sobie piankę, to mu ciepło. Hmmm, a może by tak kupić jedną do domu, żeby wspomóc działanie herbatki?
Od Zdjęcia Bloggera |
Miły Mój w swej nowej-prawie-pracy, a ja zrobiłam listę zadań i zbieram się w sobie ;-) Lista obejmuje wycieczkę nad ocean, na tamtejszą pocztę. Na słońce raczej nie mam co liczyć, a poczta do mnie też nie przyjdzie, więc czas dopić herbatkę i podjąć wyzwanie ;-) Jak wrócę, ugotuję obiadokolację.
Hmmmmm, czas wysłać CV ;-)
4 komentarze :
Aguniu, czyta sie bosko!!!Teraz dzięki Tobie codziennie przy porannej kawie nie czytam wiadomości krajowych tylko te z Australii. Buziaczki!!!
Siostry nie narzekają, broń Boże, a przynajmniej nie wszystkie :) Ja tam się cieszę :)
Aga, Waszego bloga czytam sobie jak książkę, ogromna to jest przyjemność. Uściski mocne dla obojga Australijczyków ;)
PS. To pisałam ja, Galla :) Tylko nick pozostanie tu inny :)
Aga nie znamy się, trafiłam na Twój blog dzięki forum i bardzo się z tego cieszę.
Piszesz genialnie i przeczytałam wszystko z zapartym tchem. Czekam na dalsze Twoje opowieści.
Gratuluję odwagi i trzymam mocno kciuki aby Wam się udało wszystko co planujecie.
Też marzę o takim wyjeździe, może nie do Australii ale gdzieś gdzie jest troszkę chłodniej. Twoje relacje dają mi nadzieję, że jak się czegoś chce to można to zrealizować.
Olga ma rację, gdy się czyta Wasze relacje nabiera się przekonania, że nie ma rzeczy niemożliwych. Można tylko brać przykład :)
Waszego bloga daliśmy sobie jako stronę otwierającą, więc wita nas codziennie na "dzień dobry" dawka pozytywnej energii z Antypodów. Wspaniała lektura.
Całuski :)
Prześlij komentarz