3 stycznia 2012

Wakacje na rajskiej wyspie

W nagrodę za wysiłek włożony w spełnienie wymogów otrzymania wizy stałego pobytu przyznaliśmy sobie wakacje.  W grudniu (podczas mojej pracowej przerwy świąteczno-noworocznej i podczas urlopu Najmilszego Męża), w cieple i wersji all inclusive.

Kiedy zaczęłam przeglądać oferty, szybko okazało się, że pamiętane z katalogów ze starego kraju oferty wakacyjne tutaj... raczej nie występują...  W kraju do góry nogami inaczej spędza się wakacje i inaczej komponuje warunki pobytu...  Szybko zatem opuściłam zwiedzane wirtualnie wybrzeża Queensland i przez Listę Światowego Dziedzictwa trafiłam na Lord Howe Island (wyspę Lorda Howe'a) - na wschód od wybrzeży Nowej Południowej Walii.

Im dłużej czytałam, tym bardziej chciałam tam być.  Nie byłam jednak pewna, jak na taką zmianę wstępnych założeń zareaguje Najlepszy z Moich Mężów - w końcu miały być drinki z parasolką pod parasolką, posiłki w hotelowej restauracji od rana do nocy, moczenie w basenie na zmianę z moczeniem w oceanie...  Dwutygodniowe lenistwo w nagrodę za miesiące intensywnej pracy...

Hmmmm, ze sporą dozą niepewności pokazałam Najmilszemu katalog.  Przejrzał i ufffffff, przyznał mi rację.

I zaczęło się!  Katalog poznałam prawie na pamięć, zakreśliłam wybrane pomysły i rozpoczęłam korespondencję.  Wokół budziła się wiosna, a ja negocjowałam szczegóły pobytu pod koniec grudnia zahaczając o Nowy Rok.  W końcu nadeszło ostateczne potwierdzenie, więc czym prędzej do kompletu dokupiłam bilety :-)  A potem można już było spokojnie (?) liczyć dni do wyjazdu ;-)

Poniżej relacja i zdjęcia z naszego pobytu na rajskiej wyspie.  Jeżeli jednak ktoś woli zajrzeć do Notesu - zapraszam.

*******************

18 grudnia 2011

W niedzielny poranek budzik zadzwonił zdecydowanie za wcześnie...  Walizki pakowaliśmy poprzedniego wieczoru i skończyliśmy tuż przed drugą...  Zadzwoniłam zamówić taksówkę, po czym... spanikowałam, że nie zdążymy...  Hmmmm, Współwakacjowicz niewzruszony uśmiechał się pod nosem.
Na lotnisko dotarliśmy na czas, przy check in zepsułam jeden ze świeżo wyczarowanych paznokci..., musieliśmy przepakować walizki, bo wyspowy limit 14 kilogramów, to nie suma, ale maksymalna waga każdej z walizek indywidualnie, cóż, przepakowaliśmy; następnie - odmówiłam zjedzenia śniadania, bo jedzenie jakoś nie było mi w głowie...

Adelajda pożegnała nas szaroburym, zachmurzonym niebem i deszczem, wzgórza ukryte były za ciemną zasłoną.  Prawie do samego Sydney towarzyszyły nam turbulencje - nie ma co, ładny początek urlopu ;-)  Przed Sydney pogoda i widoczność się poprawiły i mogliśmy pooglądać z góry to ogromne i piękne miasto - malownicze zatoki, mosty, mariny pełne jachtów oraz panoramę centrum.

Na lotnisku okazało się, że musimy odebrać i na nowo nadać walizki.
Potem, wzorem niejakiej Madziusi ;-), musieliśmy uzupełnić niezbędnik urlopowicza i zakupiliśmy Współwakacjowiczowi szpanerskie nowe okulary przeciwsłoneczne ;-)
Jeszcze po kubku kawy, po kanapce i... kiedy tak patrzyliśmy na 'nasz' samolot czekając na porę odlotu, dotarło do mnie, co się dzieje i... zaczęłam powolutku cieszyć się nadchodzącą przygodą.

W samolocie było nas dziesięć osób.  Na wyspę latają nieduże 32-miejscowe samoloty jednego przewoźnika (z Sydney i Brisbane), lot trwa około dwóch godzin.  Opiekująca się nami stewardessa przez cały czas coś pasażerom rozdawała - a to przekąskę, a to gorące napoje, a to wino, deser i tak... podróż zleciała nie wiadomo kiedy ;-)

Widok za oknem wzbudzał ambiwalentne uczucia - dobra widoczność - dobrze, niebiesko, niebiesko, niebiesko - hmmm, i wreszcie - jeeeeeest!  Zobaczyliśmy ciemny punkcik, który stopniowo rósł, aż okazał się 'naszą' wyspą ;-)  W ramach cudnej tradycji kapitan najpierw okrążył wyspę, a dopiero potem posadził nas sprawnie na płycie lotniska (lotniseczka ;-).

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Stąd odebrała nas Janine, zapakowaliśmy się do busa i pojechaliśmy do wakacyjnego domku :-D
Na wyspie nie ma zbyt dużo samochodów, większość osób porusza się pieszo lub na rowerach.  Kierowców obowiązuje ograniczenie prędkości do 25 km/h.  Wszyscy mijający się machają do siebie wymieniając pozdrowienia i uśmiechy.  I zabawne, jak szybko temu zwyczajowi poddają się nowo przybyli turyści ;-)
Janine po drodze opowiadała nam, co mijamy, gdzie czego szukać, dała nam komplet ulotek i pokazała, gdzie warto pójść i gdzie znaleźć informacje.
Pokój okazał się całkiem przyjemny, na łóżku czekała na nas oczywiście kompozycja z kwiatów tropikalnych :-D  Rozpakowałam czym prędzej walizki i ruszyliśmy na rekonesans: na market (yyyyy, taki sobie...), przez pocztę, sklep, szkołę, muzeum, by zakończyć spacerem po plaży (właściwie: po jednej z plaż ;-).

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

W pewnym momencie skręciliśmy na naszą pierwszą wakacyjną kolację do Anchorage i... tam zostały nasze serca, a przynajmniej część serc odpowiedzialna za kulinaria.  W żadnym innym miejscu ani tak nam nie smakowało, ani nie witały nas takie uśmiechy, ani... szef kuchni nie był... Czechem z pochodzenia ;-)
Pierwsza kolacja to: panierowany king fish (jeszcze pachniał oceanem) z frytkami i sałatką, fettucini z pomidorkami koktailowymi, ricottą, pesto i marynowanym karczochem plus Chardonnay z... Eden Valley.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Płacąc rachunek porozmawialiśmy z Dawidem - jest tu czwarty rok, mieszka na wyspie z żoną Ewą i córeczką Nathalie.  Hmmmm, nie obiecuje, że zrobi knedliczki ;-)

Do 'domu' dotarliśmy koło ósmej i... padliśmy do spania, mimo wcześniejszych ambitnych planów, że przejrzymy ulotki i ułożymy wakacyjny gryplan ;-)

19 grudnia 2011

W poniedziałek rano Współwakacjowicz wstał i pobiegł...  Ja oczywiście dosypiałam i ani mi w głowie było wygrzebywać się z łóżka.
Ostatecznie jednak udało nam się dotrzeć do biura, gdzie wynajęliśmy rowery i kaski na czas pobytu.  A potem pojechaliśmy skręcając to tu to tam, by w końcu dotrzeć na pole golfowe, gdzie Najmilszy zrobił rezerwację na czas pobytu i gdzie po raz pierwszy przeszliśmy razem dziewięć dołków (bo tyle ma pole tutaj - cała gra to zatem komplet dołków razy dwa, przy czym każdy dołek ma dwa różne punkty 'tee', skąd wybija się piłki) - ja w roli Osobistego Fotografa Pewnego Golfisty.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Pole golfowe to zwykle nie tylko sama gra, ale i trasa spacerowa - a tutaj widoki są naprawdę cudowne - szczególnie spodobał nam się dołek nr 2, który w innym klimacie mógłby być... skocznią narciarską.  Najmilszy uderzał piłki, a ja cykałam zdjęcie za zdjęciem (nie zawsze kierując obiektyw ku Graczowi ;-).

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

W drodze powrotnej skręciliśmy do kafejki przy lotnisku na tamtejsze sławne latte, spotkaliśmy Janine, która czekała na kolejnych wakacjowiczów, porozmawialiśmy chwilę i pojechaliśmy dalej.  Koła dopompowaliśmy w wypożyczalni rowerów, mimo że nie byliśmy ich klientami ;-)
Następnym odwiedzonym miejscem było muzeum.  Tu mieliśmy okazję podziękować Sandy, która w miły i skuteczny sposób pośredniczyła w korespondencji na temat rezerwacji miejsca pobytu.
W muzeum można obejrzeć ekspozycje: dokumentujące historię osadnictwa na wyspie, pokazujące bogactwo tutejszej fauny i flory, historię starań o wpisanie wyspy na Listę Światowego Dziedzictwa, szczegóły utworzenia morskiego rezerwatu przyrody.  Można tu również skorzystać z komputera i przypomnieć sobie, czym jest Internet, warto zajrzeć do kafejki na ciasto i na kawę, kupić widokówki, koszulki i inne pamiątki oraz książki o wyspie.  To wszystko jednak odłożyliśmy na nieco później ;-)  W końcu przyjechaliśmy tu w połowie grudnia i na pytania: kiedy wyjeżdżacie? ze śmiechem odpowiadaliśmy: w przyszłym roku (bo na biletach mieliśmy styczniową datę ;-)).
Tym razem zrobiliśmy rezerwację na wyprawę na szczyt Mount Gower i dopytaliśmy, gdzie i które rezerwacje najlepiej zrobić na pływanie łódką.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Uzbrojeni w kolejne ulotki i informacje odwiedziliśmy trzy szopy nad brzegiem oceanu, gdzie zrobiliśmy rezerwacje 'na oglądanie żółwi morskich', na snorkelling/ oglądanie rafy przez szklane dno łódki i dostaliśmy namiary na Tasa, z którym w kolejny poranek mieliśmy się umówić na nurkowanie.  Wakacyjny kalendarz zaczął powstawać - juuuupiiiii!  Zaczęły się też powtarzać rozmowy o tym, jak by tu zostać na wyspie: jak znaleźć pracę, jak wynająć miejsce do mieszkania, co trzeba zrobić, by zamieszkać tu na stałe...

W drodze powrotnej zrobiliśmy rezerwację w Anchorage na niedzielny lunch, w Pandanus - na sobotnią kolację oraz zahaczyliśmy o sklep spożywczy na pierwsze zakupy.
Później można już było pojechać na Ned's Beach (plażę Neda), by karmić ryby.  Ryb było sporo - małe i większe, a wśród nich - także i mały rekin!  Ha, niby nic, a jednak nieco niepewnie się czułam, gdy pływał tak blisko...  Po zużyciu całego zapasu chleba wróciliśmy 'do siebie' na 'domową' kolację.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

20 grudnia 2011

Niby wakacje, a nie dość, że budzik zadzwonił o siódmej rano 8-0, to na dodatek my wstaliśmy, zanim zadzwonił ponownie!  Wakacyjny Mąż przygotował na śniadanie jajka - sadzone trochę na elektrycznej patelni, a trochę na tostach ;-), sałatkę pomidorową na liściach sałaty i dwa kubki kawy.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

O dziewiątej mieliśmy się spotkać z Tas'em.  Spodziewaliśmy się pana w sile wieku, bo to przecież polecany przez Ocky'ego ekspert od nurkowania, a przywitał nas... uśmiechnięty młody facet, który szybko i sprawnie omówił z moim Wakacyjnym Mężem szczegóły nurkowania w czwartek o dziewiątej.  Super!  Ruszyliśmy zatem do Ocky'ego, by z jego łódki pooglądać rafę.  Łódka ma szklane dno, ryby można karmić rzucając im chleb przez burtę, można pooglądać korale...  Można też wskoczyć do wody i w masce z rurką pooglądać te cuda z bliska, co zrobił Wakacyjny Mąż i w co nie do końca uwierzyłam ja.  Wydawało mi się, że co to za różnica i co też takiego można zobaczyć w wodzie, czego nie widać przez szklane dno łódki...

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Sesja snorkellingu potrwała jakieś pół godziny, Najmilszy cykał zdjęcia i liczył przepływające obok rekiny (naliczył pięć!).  Ocky snuł opowieści (to naprawdę pasjonat i znawca przyrody na wyspie i wokół wyspy), a potem na brzegu powitała nas jego żona podając każdemu kubek gorącej kawy lub herbaty i zapraszając na domowe ciasto.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Szybka wizyta w 'domu' na przebranie się i ruszyliśmy na pole golfowe (rezerwacja to rezerwacja, nie ma to tamto ;-).  Tym razem zaliczyliśmy pełne osiemnaście dołków, choć pod koniec już ciągnęliśmy resztką sił ;-), to jednak są kilometry ;-)  Piwo z podręcznej lodówki zregenerowało nas na tyle, żebyśmy mogli pojechać na koniec wyspy, za Capella Lodge aż do szlabanu, który przekraczają grupy z przewodnikiem w drodze na Mount Gower. 

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Wróciliśmy trasą koło sklepu (Boh Moj, co za morderczy podjazd ;-), uzupełniliśmy zakupy i pogryzając brzoskwinie podziwialiśmy drewnianą szopkę...

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Na kolację pojechaliśmy do Lorhiti, gdzie okazało się, że nie ma tam już restauracji - hmmmm, nic to, bez żalu wróciliśmy do Anchorage, gdzie przyjęli nas bez rezerwacji i bez mrugnięcia okiem ;-)  Na początek razowe bułeczki z oliwą i balsamico, Współwakacjowicz - zestaw sześciu ostryg, a potem: kingfish - grillowany, z musem z białej fasoli, groszkiem cukrowym, świeżą kolendrą i sosem sojowym, ja: pyszne risotto z grzybami, pieczoną dynią w kremowym sosie z parmezanu z młodym szpinakiem.
I... zabrakło nam miejsca na deser ;-)

21 grudnia 2011

Znowu budzik zadzwonił za wcześnie ;-) - Wakacyjny Mąż wstał bez trudu i przygotował śniadanie oraz prowiant na wycieczkę, mnie śniadanie pozwoliło wstać z łóżka ;-)
Około dziewiątej byliśmy pod szopą, gdzie Anthony namówił mnie, bym jednak zabrała piankę, maskę i rurkę...  Wypłynęliśmy około 9:30 żegnani uśmiechami przez załogę, która pracuje i w Pro Dive i w Anchorage ;-)  Wycieczka udała się cudownie: widzieliśmy rafę i żółwie morskie!  A potem, tym razem obydwoje, wskoczyliśmy do wody.  Wow!!!  Lubię to!  :-D  Na początku trochę panikowałam i woda wlewała mi się do rurki i pod maskę, ale Wakacyjny Mąż wytłumaczył mi, co trzeba i już było lepiej ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Ha!  Pływanie z rurką to jest to!  Zrozumiałam, na czym polega różnica i co można zobaczyć pływając w porównaniu do tego, co widać przez szklane dno łódki ;-)  Bardzo, bardzo podziękowałam potem Anthony'emu za to, że mnie skutecznie namówił, by spróbować ;-)  Warto było, choć pod koniec byłam tak zmęczona, że myślałam, że nie wyjdę na łódkę ;-))

Dopłynęliśmy do brzegu na piknik - gorące napoje z termosów i domowe czekoladowe ciasto (mud cake), a potem dostaliśmy 'czas wolny', więc poszliśmy na szczyt Mount Elise (niestety, o tej porze roku szlak jest od pewnego miejsca zamknięty dla turystów ze względu na trwający okres lęgowy) i do Old Gulch, gdzie znajduje się piękna kamienista plaża pomiędzy dwoma wysokimi wzgórzami.  w pięknych okolicznościach przyrody podziwialiśmy niesamowity kolor wody i powietrzne akrobacje ptaków.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Tuż po dwunastej spotkaliśmy się znowu z Anthony'm na spacer po plaży i pogadankę o tutejszych gatunkach ptaków.  Anthony odwiózł część wycieczkowiczów z powrotem, a my wróciliśmy do Old Gulch, gdzie zjedliśmy przywiezione z 'domu' kanapki.  Anthony wrócił około 13:30, wsiedliśmy na łódkę i popłynęliśmy na drugą część wycieczki: oglądanie rafy i żółwi i dwie kolejne sesje snorklowania w kolejnych dwóch miejscach.  Tak!  Lubię to! :-D  Super koralowce - tyle różnych odmian, kształtów i kolorów, kolorowe ryby małe, duże i całkiem duże, kolorowe i fotogeniczne.  Z każdym razem pływało mi się coraz lepiej, a przy ostatniej sesji niebo całkiem się rozchmurzyło i słońce cudownie przebijało się przez krystalicznie czystą wodę i oświetlało dno.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Pełni wrażeń wróciliśmy do 'domu', pod prysznic i przebrać się.  Tak, tak, trzeba było skorzystać z wykupionej rezerwacji na polu golfowym ;-)  Świetny początek!  Znakomity siódmy dołek!  A potem zeszliśmy na przerwę do klubu golfowego, gdzie poznaliśmy Dicka i Maję.  Dick obejrzał karty gry Wakacyjnego Męża i... zaprosił Go na turniej w piątek.  Można wygrać kurczaka (!), a po turnieju odbywa się tradycyjna klubowa kolacja - czym prędzej pokiwaliśmy głowami i zrobiliśmy rezerwację ;-)
Dick opowiedział, jak to dwadzieścia pięć lat temu przyleciał na wyspę na turniej bowlingu i... został do dziś ;-)
Wróciliśmy na pole, ale przerwaliśmy po 14 lub 15 dołku, bo tacy się jacyś czuliśmy... zmęczeni? ;-)
Do 'domu' wracaliśmy już po ciemku (nie, nasze rowery nie miały lamp..., nie, latarni ulicznych też na wyspie nie ma...), ale dało się ;-)  Przy ostatnim zakręcie, przy plaży zjedliśmy ostatnie kanapki patrząc na szumiący ocean i wygwieżdżone niebo.  W 'domu' dokończyliśmy kolację krakersami, dipem z awokado i butelką wina z Barossa Valley ;-)

22 grudnia 2011

Budzik zadzwonił o siódmej trzydzieści i, o dziwo, obydwoje z trudem wstaliśmy.  Źle spaliśmy.  Było duszno.  Mnie swędziały (oczywiście) spalone w pierwszy dzień pobytu na wyspie plecy i ramiona.  Szybko zjedliśmy po porcji płatków z mlekiem i pojechaliśmy na spotkanie z Tasem.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Wakacyjny Mąż wypełnił ankietę dotyczącą nurkowania, znajomości przepisów itp, ja wytargowałam, że popłynę jako Osobisty Fotograf Pewnego Nurka.  Tas został na brzegu, wyprawą dowodził Aaron (poznany wcześniej w... Anchorage ;-).  Pomagali mu Jack, Jim i Diamon (szef kuchni z Arajilla, który pływa jako wolontariusz, bo uwielbia nurkować ;-), a oprócz Najmilszego nurkować miała jeszcze para z Hong Kongu - ona - Azjatka, on - Francuz z pochodzenia.
Dopłynęliśmy w pierwsze miejsce, nurkowie wskoczyli do wody, a ja zostałam na łódce z Jimem i baaardzo ciekawie sobie rozmawialiśmy, oczywiście łącznie z omawianiem, jak to się na wyspę przybywa i zostaje ;-)  Jim pracuje na wyspie, bo skończył studia o profilu marynistycznym i ma nadzieję pewnego dnia pracować na Lord Howe przy projekcie naukowym.  Na razie pracuje w Pro Dive i w kuchni w Anchorage, ale to całkiem miły początek ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Najmilszy nurkował w parze z Aaronem.  Najpierw koło klifu, koło podwodnej jaskini.  Zaczęli od sprawdzenia technik oddychania i znaków używanych przez nurków i... popłynęli na jakieś czterdzieści pięć minut. 

Wróciliśmy na brzeg, bo odpocząć i zagrzać się przy herbacie/kawie i domowych muffinach.  Ja tam nie byłam zmęczona ;-), ale skorzystałam z okazji i pogadałam z Diamonem szefem kuchni - pasjonatem oceanu i nurkowania.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

A potem wypłynęliśmy po raz drugi - tym razem bardziej na lewo od brzegu.  Znowu około 50 minut.  Tym razem było ponoć sporo ciemniej, nic dziwnego 'u mnie' na górze (na łódce) było wietrznie i chłodno...  Kiedy wrócili, okazało się, że robiąc zdjęcia i wstrzymując przy tym oddech mój Wakacyjny Mąż zużył zapas powietrza z butli wcześniej niż przewidywał plan i Aaron zarządził powrót nieco szybciej.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Część popołudniowa przebiegła według ustalonego wcześniej grafiku: powrót do 'domu' na prysznic i zmianę ciuchów, pole golfowe i piętnaście dołków, by zdążyć do sklepu na zakupy.
Na kolację zjedliśmy ryż gotowany w mikrofali (metodą zgaduj-zgadula), potrawkę przygotowaną z mrożonych warzyw z dodatkiem pomidorów z puszki oraz sałatę z oliwą.
Zadziwiające, jak zmienia się perspektywa, gdy ma się do dyspozycji ograniczoną liczbę składników i jeszcze bardziej ograniczoną ilość urządzeń, sprzętów w kuchni - z nostalgią wspomnieliśmy czasy na Sandison Terrace - pierwsze trzy miesiące w nowej ojczyźnie...
Podczas kolacji po raz pierwszy włączyliśmy wiatrak pod sufitem, w nocy słychać było szum padającego deszczu i wiejący wiatr.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

23 grudnia 2011

To było z założenia leniwe przedpołudnie  Nie nastawiliśmy budzika i wstaliśmy dość późno.  Wakacyjny Mąż poszedł do Anchorage po ich pyszny chleb na zakwasie i zrobił superowe kanapki na śniadanie.
Potem poszliśmy do muzeum i spędziliśmy chwilę przy komputerach ;-), kupiliśmy widokówki, koszulki dla mnie i książkę o wyspie.  Wcześniej, na poczcie, nie spodobały nam się kartki, za to polo i T-shirt dla Wakacyjnego Męża, a i owszem ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

O 14:30 na podjeździe czekał na nas, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami Craig (syn właściciela ośrodka) i Eddie (pies), by odwieźć nas busem na pole golfowe na turniej.
Najmilszy grał jako jedyny gość, w drugim zespole.  Miał kilka ładnych zagrań, ale na kurczaka nie wystarczyło ;-)  Turniej i kurczaka wygrał Dick (26 pkt) i gracz z pierwszego zespołu (25 pkt), Najlepszy z Gości zdobył 17 pkt :-D

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Po turnieju oczywiście kolacja.  Nowi znajomi, 'starzy' znajomi (chłopcy z Pro Dive, Maja i Dick, skarbnik klubu) i sympatyczne, pełne śmiechu i żartów rozmowy.
Do 'domu' odwiózł nas jeden z kucharzy.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

24 grudnia 2011

Kolejna wietrzno-deszczowa noc, czyli leniwy poranek bez budzika.  Na śniadanie zjedliśmy domowy przysmak 'łekromki' i buraczki z puszki.
Podeszliśmy do muzeum, bo podpisać kwitek za wczorajsze zakupy, który przez pomyłkę zabraliśmy... i do sklepu z alkoholem, bo wczoraj dostaliśmy zaproszenie na dwa domowe spotkania świąteczne: do Dicka (piwo) i do Julii (wino) :-D  Juhuuuuuu! :-D

Na lunch, w 'domu' zjedliśmy kanapki.
Po posiłku wyruszyliśmy... na golfa (skąd wiedzieliście? ;-)
Fajny początek, dobre zagrania i... kontuzja na szóstym dołku podczas wybijania pierwszej piłki!  Chrupnęło i... zabolało tak, że Wakacyjny Mąż wiedział od razu, że oto skończyło się Jego wakacyjne golfowanie...

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Pojechaliśmy na Ned's Beach z założeniem, że popływamy z rurkami.  Wiatr i chłód zmodyfikowały jednak nasze plany i postanowiliśmy... pospacerować.  Rzuciliśmy okiem na ryby (te od karmienia) i cyknęliśmy kilka fotek.  W drodze powrotnej zajrzeliśmy do Arajilli, ale młoda barmanka zupełnie nas zlekceważyła - od niechcenia rzuciła okiem na książkę rezerwacji i stwierdziła, że lista rezerwacji zamknięta jest do końca roku.  Ojaciejacie, nie to nie i pojechaliśmy na lody do Anchorage i po znaczek na lodówkę.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Na kolację na 18:30 mieliśmy rezerwację w Pandanus.  Pojechaliśmy na rowerach.
No i było... tak sobie.  Najpierw stolik: nie mogliśmy usiąść w środku, tylko na zewnątrz.  Ostatecznie, zgodzili się jednak na stolik, który wybrałam...  Było wietrznie i chłodno, a kelnerka była równie chłodna...  Na szczęście zastąpił ją miły kelner - David, który przeprowadził nas przez zamówienie z jedną wpadką: zamiast wybranego z karty Chardonnay z Margaret River dostaliśmy Chardonnay z Barossa Valley (nie, nie narzekaliśmy, bo lubimy to wino, ale po pierwsze nie to wybraliśmy, a po drugie - na wakacjach chcieliśmy zrobić wyjątek od lokalnego patriotyzmu ;-).

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Przystawki OK: Najmilszy - panierowana ośmiornica, ja dwa spore spring rolls z dobrą sałatką i dobrym sosem.  Danie główne - powrót do pierwszego wrażenia i to nie tylko dlatego, że długo czekaliśmy na jedzenie: Najmilszy - przypalone krewetki królewskie z przypalonym sosem plus ryż i warzywa, ja - warzywa stir fry (z woka) z ryżem i sałatką - totalna porażka: mała porcja, warzywa na półchrupko-półtwardo, brzydko pokrojone i brzydko podane na talerzu, szparagi włókniste, szparagówka - marna; ryż przepyszny - przygotowany w mleku kokosowym, ale walnięty na talerz byle jak, na odlew...
Daliśmy im szansę przy deserze, ale był to kolejny błąd tego wieczoru: Najmilszy ciasto kokosowe, ja - czekoladowe, z lodami waniliowymi i kompotem z jagód.  Oba ciasta - ohydne! jakby niedopieczone, moja masa - zamulająco-tłusta, lody - okropność: nierówna konsystencja, oddzielające się masło - fuuuuu...  Spróbowałam ciasta, ale mnie zemdliło...  A nie jest to łatwe w moim przypadku ;-)
I do tego - najwyższy rachunek, jak do tej pory.  Totalne nieporozumienie, zwłaszcza w zestawieniu z lokalną sławą i wywindowanymi oczekiwaniami...

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Znowu wróciliśmy do 'domu' po ciemku i chwilę pooglądaliśmy telewizję.
Nastawiliśmy budzik, aby wstać i zadzwonić do Hobbitów w czasie ich Wigilii.  Wstaliśmy o trzeciej trzydzieści, ubraliśmy się i świecąc iPhonem ;-) dotarliśmy do budki telefonicznej, skąd całkiem sprawnie połączyliśmy się z Tymi-co-w-dalekim-zimnym-kraju mieli zasiadać do kolacji wigilijnej.  Wymieniliśmy życzenia, wysłaliśmy wirtualne uściski i wróciliśmy 'do siebie', żeby jeszcze trochę pospać ;-)

25 grudnia 2011

Dziś rano znów zadzwonił budzik.  O siódmej trzydzieści!  Wypiliśmy kawę, wyszykowaliśmy się 'świątecznie' i na rowerach ruszyliśmy na mszę do jednego z dwóch tutejszych kościołów.  Na 9:30.  Adwentyści w sąsiednim kościele mieli się spotkać później.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Tuż za zakrętem złapał nas deszcz...  Totalny!  Przemokliśmy do suchej nitki, ale nie było czasu, by się wrócić i przebrać, zeszliśmy z rowerów i prowadziliśmy je aż pod muzeum...  Kościół nie za duży, ale był pełen.  Pastor witał każdego osobiście.  Ktoś podał nam ręczniki do wytarcia się.
Bardzo familiarna atmosfera - większość ludzi się znała, ale przywitano i turystów ;-)  Każdy dostał wydrukowany tekst czytań i śpiewań.  Podczas komunii, gdy zabrzmiała Cicha noc wzruszyłam się na maksa i pokazowo rozryczałam - ot, jakoś tak wyszło... ;-)  Po mszy jeszcze chwilkę pogadaliśmy z młodszym księdzem, wymieniliśmy życzenia i pojechaliśmy do 'domu'.  Oczywiście, już nie padało!
Czas do lunchu przeświętowaliśmy przed TV.

Aha: rano odwiedził nas Mikołaj: na stoliku przed wejściem znaleźliśmy kartkę z życzeniami, świeże kwiaty i cukierki ;-)  Miło :-D

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Na świąteczny lunch poszliśmy pieszo.  Do Anchorage :-D  Restauracja była pełna, ale dostaliśmy do wyboru trzy stoliki.  Menu zapowiadało cudowną ucztę :-D  Tym razem wybraliśmy Chardonnay z Yalumba (mimo że to rodzima produkcja, to było nasze pierwsze spotkanie z ich winem - bardzo miłe spotkanie).  Moja przystawka - półmisek przysmaków (poprosiłam w wersji wegetariańskiej: mus z awokado, oliwki, mango, ser kozi, razowe bułeczki, grillowane cukinie, świeże figi i rukola), Wakacyjny Mąż - przegrzebki z krewetkami - super, z patelni, w pysznym aromatycznym sosie własnym.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Danie główne: ja - risotto z wywarem z buraków (wigilijna wariacja ;-) z dwoma rodzajami młodego szpinaku: jeden duszony z sosem, drugi świeży z ricottą i tymiankiem - duża sycąca porcja; Najmilszy - woooow, superdrogi, ale wart swojej ceny dwuosobowy (!) półmisek owoców morza - pół homara, krewetki królewskie, trevally (ponoć kranaks po polsku ;-) w cieście, smażony w głębokim tłuszczu jak tempura, z sosem w minimiseczce, ostrygi na cztery sposoby na podkładzie z rukoli.  Do tego dwie miski: jedna z wodą z cytryną do płukania rąk, druga - pusta, na odpadki ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Ha!  Jak święta, to święta, więc zamówiliśmy i desery: ja - czekoladowe trio (prawidłowa pyszna wersja wczorajszego nieporozumienia plus 'budyń' z mlecznej czekolady pod skorupką z karmelizowanego cukru z aromatem migdałowym i kulka lodów z białej czekolady na podstawie z kruszonej bezy plus świeże truskawki - mmmmmm...), Wakacyjny Mąż - cytrynowa tarta z cytrynowym sorbetem i świeżymi borówkami.  Na podsumowanie: smaczna i ładna kawa latte z listkiem na wierzchu.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Przekazaliśmy życzenia, podziękowaliśmy pięknie i wróciliśmy do 'domu' po rowery, żeby odwiedzić Maję i Dicka.  Po drodze... znowu nas zlało ;-)  Dostaliśmy ręczniki do wysuszenia się.  Posiedzieliśmy przy stole wśród sympatycznych pogaduszek i śmiechu.  Po świątecznym lunchu z trudem, przez grzeczność, dziubnęliśmy nieco słodyczy i orzechów.  Dick poczęstował Najmilszego... ostrygami - nieeeee, tego się nie odmawia ;-)  Przewinęli się różni goście, bardziej i mniej trzeźwi, Dick pochwalił się stołem bilardowym - zagrali w poola na najstarszym na wyspie stole :-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Pożegnaliśmy się tak, by na siódmą dotrzeć, zgodnie z zaproszeniem, do Julie, na drugi koniec wyspy.  Dick szarmancko zaproponował, że nas odwiezie, ale równie szarmancko - podziękowaliśmy wskazując na rowery ;-)  Nie zabrałam mapy, ale trafiliśmy ;-)

Julie przywitała nas nieco zła, bo przygotowała sporo świetnych przekąsek (krewetki, ostrygi, sałatki, świeże paw paw, pistacje, słodycze i alkohol), a większość gości w ostatniej chwili się wykręciła...  Chwilę po nas przyjechała Sandy, a potem Eddie.  Fajnie było :-D  Julie zadzwoniła do Jacka przełożyć naszą wyprawę na Mount Gower na czwartek (kontuzja Najmilszego plus pogoda), w pewnym momencie odebrała telefon z życzeniami z Wiednia :-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_pierwsza

Rozmowa była dużo żywsza niż u Dicka ;-)  Obgadaliśmy nasz wieczór w Pandanusie (pozostali uczestnicy wieczoru to członkowie Komitetu Wyspy...), pobyt na wyspie i wrażenia z Australii.  Hmmm, po dziesięciu latach mieszkania na wyspie nabywa się prawo do zakupu nieruchomości, absolutnie nie wolno tutaj przywieźć kotów - buuuuuuu, a mogło być tak pięknie ;-)

Posiedzieliśmy do około dziesiątej, Eddie pożyczył nam latarkę i wróciliśmy do 'domu' - trochę prowadząc rowery, trochę jadąc mając nad sobą między chmurami pięknie rozgwieżdżone niebo.

W nocy znowu wiało i padało...

26 grudnia 2011

Obudził nas szum deszczu i wiatru...  Wstaliśmy późno i zjedliśmy późne śniadanie.
Potem wsiedliśmy na rowery, by podjechać do Pinetrees oddać Eddiemu latarkę.  Spotkaliśmy parę Anglików poznanych podczas kolacji po turnieju golfa i rozbiliśmy się po raz kolejny przy próbie zrobienia rezerwacji na kolację (ha ha ha - odmówiła nam córka Eddiego).  Po dokładniejszym sprawdzeniu ;-) barman zaproponował nam piątek o 19:30 - OK, wzięliśmy ;-)

Pod wiatr, w deszczu pojechaliśmy wokół lotniska, gdzie 'tuż za krowami' weszliśmy na szlak 'Intermediate Hill' w kierunku na Goat House (Kozi Domek).  Było dość stromo - pomagały stopnie, przeszkadzała wilgoć - śliskie korzenie i kamienie.  Niestety, z powodu deszczu, mgły i chmur nic nie było widać z odwiedzanych punktów widokowych.  W drodze powrotnej skręciliśmy na, naszym zdaniem, Soldier Creek - szlak prowadzący wzdłuż strumienia.  I to była, hmmmm... trudna wycieczka: nie było ścieżki, bo zarosła, pod nogami sporo opadłych liści, śliskie korzenie i kamienie, sporo pajęczyn, pod nogami pnącza, które oplatały nogi i umacniały się za pomocą kolców, do tego - strooooomo w dół.
W pewnym momencie zeszliśmy ze 'szlaku' i wyszliśmy na pole golfowe (zbierając po drodze całkiem sporo piłek ;-)  Pod koniec całkiem pokazowo się wywaliłam na śliskim kamieniu - siniak na ręce, siniak i mała ranka na kolanie, rozerwane i brudne spodnie...  Uffff, mogło być gorzej ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Wróciliśmy do rowerów i przez sklep (po kilka drobiazgów typu ryż) do 'domu', pod ciepły prysznic i w suche ubranie.  Weszłam pod kołdrę i pisałam kartki, a z kuchni dolatywały coraz bardziej smakowite zapachy...  Nieco później zjedliśmy warzywną potrawkę z ryżem, sałatkę popijając czerwonym winem z Australii Południowej - mieszanka Shiraz i Grenache z Barossa Valley :-D

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Dzisiejsza wycieczka tak nas wykończyła, że nie za długo słuchaliśmy szumu deszczu i wiatru za oknem.

27 grudnia 2011

Kolejny deszczowo-wietrzny poranek, późne śniadanie i wyjście na spacer koło południa, kiedy przestało padać.  Wybraliśmy się do Ocean View po świeże ryby, ale zastaliśmy puste biuro i zero śladu po rybach.  Mijani na molo spacerowicze doradzili, by zajrzeć do Co-Op.  Pojechaliśmy.  Sklep będzie otwarty jutro od 12 do 17...

No dobra, ruszyliśmy zatem w kierunku na Ned's Beach, gdzie, na wysokości cmentarza, porzuciliśmy rowery i weszliśmy na szlak.
Dzisiejsza wycieczka udała się cudownie!  Grzbietem wzgórza przez Catalina Wreckage Point (miejsce, gdzie rozbił się samolot) do Malabar Hill (208 m), przez Kim's Lookout (punkt widokowy Kim), przez Dawson's Point Ridge (grzbietem wzgórza), Max Nicholl's Memorial Track do Old Settlement Beach (plażę Pierwszych Osadników).  Po drodze cykaliśmy zdjęcia, oglądaliśmy przecierające się czasem przez mgłę Mount Gower, Mount Eliza, Admirality Islands (Wyspy Admiralicji), surferów koło Ned's Beach i setki ptaków.  Widzieliśmy grupę z 'żółwiowej wycieczki' na spacerze po plaży z Anthony'm.  Pogoda się poprawiała - nieco mżyło, ale mało i krótko, pod koniec nawet przetarło się słońce ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Wróciliśmy pieszo po rowery, podjechaliśmy na Ned's Beach, gdzie posiedzieliśmy chwilę na ławce, pospacerowaliśmy w wodzie wzdłuż plaży, pooglądaliśmy, jak inni karmią ryby, widzieliśmy rekina ;-)

Zajrzeliśmy do Veldon z pytaniem o rezerwację na ten wieczór - hmmmm, kartka: pełna rezerwacja i pusta recepcja.  Ojtam ojtam...  Spotkaliśmy wracających po surfowaniu Davida z Pandanusa i Jimmiego z Anchorage - zapytali, czy przychodzimy na ognisko w Sylwestra.  Jasne, że tak!  Do zobaczenia!
W 'domu' szybko zmieniliśmy buty i podjechaliśmy do Dicka, żeby umówić się na jutro na oglądanie łodzi Neila (poznaliśmy się podczas świątecznego spotkania, Neil sam buduje łódź, kolejną, tym razem dla siebie ;-).
W drodze powrotnej skręciliśmy do Steven's Reserve - to pętla spacerowa pomiędzy drzewami.  Półtora kilometra plus tablice informacyjne ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Po spacerze minęliśmy nasze rowery czekające na stojakach i weszliśmy w gościnne progi Anchorage z pytaniem, czy nas przyjmą bez rezerwacji.  Oczywiście.  Stolik do wyboru. No worries :-D  Wino: to samo, co w niedzielę: Chardonnay z Yalumba.  Przystawka: Wakacyjny Mąż - krewetki duszone w sosie chilli i lemonki, z sałatką, ja - tempura z młodej cukinii z kwiatami, nadziewanej serem ricotta, z salsą z pomidorów, ogórków i ziół oraz kapką czosnkowego majonezu.  Danie główne: Mąż - grillowany łosoś na podstawce z warzyw, ja - red curry z ryżem basmati (ziemniaki, pataty, szparagówka i dynia w ostro-słodko-kokosowym sosie) - pyszne, ale mało ;-)  Poprosiliśmy zatem o kartę deserów i zamówiliśmy w końcu oglądaną wcześniej tyle razy deskę serów ;-)  Super wybór!  Kozi, błękitny pleśniak, żółty z kminem plus świeże daktyle, gruszka w plasterki, winogrona i świeży chlebek.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Do 'domu' wracaliśmy po ciemku, prowadząc rowery ;-)  Przez prysznic do łóżka, Najmilszy padł, ja kończyłam wypisywać kartki, jednym okiem zerkając na 'Cztery wesela i pogrzeb' w telewizji ;-)

28 grudnia 2011

Wstaliśmy późno, szybko zjedliśmy śniadanie i wypiliśmy kawę, by tuż przed jedenastą być przed sklepem, gdzie umówiliśmy się z Dickiem.  Przyjechał punktualnie swoim buraczkowym Subaru ;-), dosiedliśmy się więc (hihihihi, rozbawiłam chłopaków, kiedy odruchowo sięgnęłam po pas ;-) i razem pojechaliśmy do Neila.
Wow!  Neil jest stolarzem z zawodu i zamiłowania, lata temu w wyniku wypadku prawie całkiem stracił wzrok.  Łódka powstaje może i powoli, ale już budzi emocje na myśl o czekających ją rejsach :-)  Jest większa niż przypuszczaliśmy i pewnie na wiosnę zostanie zwodowana - ahoj!

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Pogadaliśmy chwilę, po czym Dick odwiózł nas do 'domu', gdzie na podjeździe spotkaliśmy Julie ;-D  Zabraliśmy kartki do wysłania, rowery i podjechaliśmy na pocztę oraz do Co-Op - kupiliśmy świeżą mrożoną rybę, domowy jogurt i nadziewane papryczki.
Sam sklep i jego koncepcja baaardzo nam się spodobały - mieszkańcy wyspy sprzedają tu swoje produkty, pracują tutaj jako wolontariusze w zamian za prawo do członkostwa (między innymi zniżki), a sprowadzane na wyspę produkty kupuje się tu w ilościach hurtowych korzystając z minimalnych ilości przyjaznych środowisku opakowań.
Po drodze, w Anchorage, kupiliśmy chleb i bułki na jutro.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

W 'domu' zrobiliśmy sobie przerwę na jogurt - pyyyycha!
A potem pojechaliśmy do 'monopolowego', tym razem po... palmy :-)  Palmy Howea są podstawowym produktem eksportowym wyspy - rosną tutaj w specjalnych szkółkach i wysyła się je na cały świat.  My kupiliśmy dwie duże, kilka małych i dwa zestawy zupełnie malutkich (które, podarowane koleżankom po powrocie, rosną dzielnie w naszym biurze, posadzone przez ochotniczkę - Ninę).
Kupienie palm to cały rytuał, gdyż ze względu na przepisy kwarantanny dołącza się do nich specjalne, podpisane, datowane i numerowane certyfikaty gwarantujące, że materiał roślinny oraz podłoże organiczne wolne są od chorób.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Zajrzeliśmy do muzeum pytając o Iana (autor zakupionej książki o wyspie, którego chcieliśmy poprosić o autograf ;-) i do sklepu po 'drobiazgi' na planowane dzisiaj domowe BBQ.  W 'domu' weszłam pod kołdrę i czytałam książkę Iana, a Najmilszy pokręcił się po kuchni, po czym udał się w stronę grilla.  Znęcona zapachami wpadłam z wizytą pocykać fotki, ale wygnało mnie zimno i komary ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

A potem zjedliśmy rewelacyjną kolację, w tym rewelacyjną odmrożoną rybę z grilla ;-) i odmeldowaliśmy się do spania, tym bardziej, że jedyny kanał z filmami miał takie zakłócenia, że nie dało się oglądać telewizji.
Za oknem szumiał wiatr, o dach stukały krople deszczu...

29 grudnia 2011

Wstaliśmy bladym świtem, po drugim dzwonku budzika, z (nikłą) nadzieją, że dzisiejsza wycieczka dojdzie do skutku...  Ubraliśmy wycieczkowe ciuchy i buty.  Machnęliśmy po kawie, spakowaliśmy do plecaka butelki z wodą i przygotowane wczoraj kanapki-bułki oraz aparat, i poszliśmy na podjazd.
Wiało, ale (jeszcze) nie padało...  Spotkaliśmy Craiga z Eddiem i żonę Desa, ale ani ani Jacka...

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Około siódmej poszłam do biura i poprosiłam Desa, aby zadzwonił do Jacka z pytaniem o wycieczkę.   
Skąd pytanie w ogóle, wycieczka odwołana.  Oczywiście.  
Ok, Jack: jeden-jeden ;-) 

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Hmmmm, wróciłam po mapę i poszliśmy w kierunku lotniska i potem trasą: Blinky Beach przez Transit Hill (tablica upamiętniająca obserwację Wenus i zakopaną kapsułę z roku 1982 do odkopania w 2082 roku i platforma widokowa 360 stopni) - pięęęęęękny widok... na chmury wokół ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Potem do Bowker Avenue na Middle Beach (zeszliśmy schodami na plażę i pochodziliśmy po piasku i po kamorach, które kiedyś były częścią ściany nad plażą), potem Valley of Shadows (Doliną Cieni), punkt widokowy Clear Place (w pogodne dni widać stąd Balls Piramid) i z powrotem do Anderson Road i w dół Middle Beach Road do muzeum.
Tak, Ian był, ale wyszedł, wróci za jakąś godzinę.  OK, poszliśmy zatem do 'domu' po książkę.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Wróciliśmy na rowerach, z przystankiem przy plaży, żeby spojrzeć na lagunę, gdzie spotkaliśmy Aarona i umówiliśmy się na Sylwestra na plaży.  Kiedy dotarliśmy do muzeum, okazało się, że Ian... już poszedł...  Nic to, będzie jutro ;-)  Wypiliśmy zatem kawę i zjedliśmy po kawałku ciasta.  Przejrzałam kilka numerów miesięcznika wyspiarzy, Najmilszy w tym czasie oglądał ekspozycję o historii osadnictwa na Lord Howe.  Później poczytałam sobie National Geographic o Wielkiej Rafie Koralowej (to nie tu, ale i do Queensland w końcu dotrzemy ;-), a Najmilszy dopadł stare albumy z fotografiami z wyspy sprzed lat.

Pogoda dziś wyraźnie się przecierała - przerwy między opadami były coraz dłuższe, nad laguną widać było błękitne niebo, czasem nawet przez chmury przebijało się słońce.  Prognozy obiecują poprawę pogody: już od soboty ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

W 'domu' Najmilszy padł i zasnął, ja uzupełniałam notatki, przeglądałam ulotki o parku morskim (LHI Marine Park), opisy tras spacerowych i książkę Iana.

30 grudnia 2011

Po śniadaniu pojechaliśmy do muzeum, gdzie w końcu udało nam się spotakć Iana, który podpisał nam się w książce na pamiątkę.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Potem można było pojechać na plażę - odważni pływali i oglądali rafę i ryby, zmarzluchy spacerowały po brzegu ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy na kolejny spacer - tym razem w stronę lotniska z małym przystankiem na Windy Point (Wietrzny Punkt), skąd patrzyliśmy na samoloty.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Piątek na wyspie oznacza dla golfistów turniej.  Najmilszy nie byłby w pełni sobą, gdyby się poddał z powodu jakiejś-tam-dawnej-drobnej-kontuzji...  Nic to, pojechaliśmy ;-)  Nad polem jaśniało błękitno-słoneczne niebo i można było znowu podziwiać majestatyczną Mount Gower.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Po turnieju (znowu bez kurczaka ;-) pojechaliśmy do Pinetrees, gdzie jakiś czas temu zrobiliśmy rezerwację.  Na miejscu kelner pokręcił nosem, wskazał na taki-sobie-stolik i podał nam karty przebąkując, że wybór mamy ograniczony, bo właściwie to powinniśmy zjeść to, co mieszkańcy ośrodka mają w standardowym menu na dany dzień.
OK, wolimy mieć wybór, ale szanujemy zasady ;-)  I tu prysznic zdziwienia: karta nie przewidywała ŻADNEJ propozycji dania wegetariańskiego...  Kelner nie dość, że nie zamierzał przepraszać, to jeszcze okazał mieszankę zdziwienia, zniecierpliwienia i niewiedzieć czegojeszce...  Podziękowaliśmy zatem i... zgadnijcie, gdzie poszliśmy zapytać, czy nas przyjmą bez rezerwacji... ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

W ramach pocieszenia na stole pojawiło się Chardonnay z Yalumba.  Ja poprosiłam  o zapiekankę warzywną z rukolą, serem ricotta i pesto, Wakacyjny Mąż zjadł ostrygi.  Potem danie główne: tym razem dostałam chyba końcówkę z garnka (porcja była przeogromna ;-), Najmilszy wybrał ponownie grillowanego łososia, ale tym razem z dodatkiem frytek z keczupem i majonezem :-D

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

31 grudnia 2011

I tak oto, zupełnie nie wiadomo jak i kiedy, nadszedł Sylwester.

Rozpoczęło się żegnanie Starego Roku: na początek wspomniany już wcześniej przebój kulinarny Chudzielce Story, czyli 'łekromki'.  Nazwa bierze swój początek z historyjki o tym, jak to ktoś kiedyś wzgardził pomysłem.  Słysząc propozycję tego dania na śniadanie, odpowiedział: łe? kromki?
Bo one takie właśnie są: niby nic: nie najświeższy już chleb zamoczony w rozbełtanym jajku usmażony na maśle na patelni - niby nic, a jak cieszy :-D 
W naszej dwójce od lat cieszy się niezmiennym powodzeniem ;-)
Tym razem konieczność wysprzątania lodówki zrodziła nową wersję: łekromki w wersji wykwintnej ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Ruszyliśmy na pożegnalny objazd wokół wyspy, korzystając ze słonecznej pogody i uzupełniając zdjęcia, na które wcześniej zabrakło okazji, czasu lub światła ;-)  Chłonęliśmy czar rajskiej wyspy i utrwalaliśmy nasze wakacyjne wrażenia.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Wakacyjny Mąż pożegnał od nas także rafę koralową i jej mieszkańców.  Tym razem, dopinając polar pod samą szyję, jedynie pomachałam Mu z brzegu ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Objechaliśmy znane zakątki, pomachaliśmy na pożegnanie w każdą stronę i wróciliśmy do domu na kolejne sprzątanie lodówki: późny obiad połączony z wczesną kolacją, bo potem miały się rozpocząć obchody Sylwestra w wersji mocno spontanicznej ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Na początek: wizyta w klubie golfowym - całkiem ambitny spacer w kierunku światła ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Z klubu wyszliśmy odpowiednio wcześnie, by zdążyć na rozpalanie ognia.  Według tutejszego zwyczaju w Sylwestrową Noc układa się wielki stos drewna (z reguły są to niepotrzebne meble i inne drewniane rupiecie), który rozpala się o północy witając Nowy Rok.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Tłum był spory, przeważali młodzi ludzie (choć byli i starsi ;-), poziom trzeźwości był taki sobie ;-), więc w pewnym momencie zaczęliśmy się stopniowo odsuwać od żaru buchającego od ogniska i od tłumu ;-) 

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Życząc sobie wszystkiego najlepszego,
radosnej kontynuacji ciekawych przygód w Nowym Roku,
dobrego zdrowia,
kwitnącej miłości,
licznych spotkań z ciekawymi ludźmi
i wizyt w nowych pięknych miejscach
i tak dalej i tak dalej...
wolnym krokiem pomaszerowaliśmy przespać naszą ostatnią noc tych wakacji.

1 stycznia 2012

Wstaliśmy dosyć wczesnie, aby spakować bagaże i ogarnąć nasz wakacyjny 'dom', który po wyniesieniu naszych rzeczy wydal nam się taki jakiś pusty ;-)
Odstawiliśmy bagaże do 'pokoju wyjazdowego' i pojechaliśmy na Ned's Beach ze specjałem dla ryb - z niewykorzystanej mąki Wakacyjny Mąż przygotował rybi przysmak (- kto powiedział, że ryby nie jedzą rodzynek?), a potem - po raz naprawdę ostatni tym razem - pożegnać ulubione kąciki.

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

No i nadszedł moment, kiedy trzeba było wsiąść do busa i pojechać na lotnisko.
Na szczęście obejrzeliśmy sobie wszystko wcześniej ;-)
Wypiliśmy pożegnalną kawę w tutejszej kafejce i nadaliśmy pudełko z palmami jako 'specjalny bagaż podręczny typu Premium' ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Wziuuuuuuuttttt i... nasze wakacje na rajskiej wyspie dobiegły końca.  Nie dane nam było zbyt długo żegnać się z wyspą, gdyż wisiała nad nią warstwa chmur.
Im bliżej Brisbane, tym bardziej chmury przypominały śnieg i tym bardziej docierało do nas, że wracamy do Adelajdy, do Chatki, do rzeczywistości pozawakacyjnej i do Nowego Roku, który znowu wypełni szalona mieszanka pracy i dni wolnych...

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

W Adelajdzie od kilku dni panował megaupał (Nowy Rok: 40 stopni).
Hmmmm, przynajmniej się zagrzejemy ;-)

Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga
Od 2011_12_Lord Howe Island_część_druga

Brak komentarzy :