1 kwietnia 2010

Przemyślenia z deptaka

W nowej ojczyźnie odkryłam na nowo urok spacerów. Miły Mój odetchnął nieco, bo teraz towarzyszy mi bardziej z wyboru niż z musu - ja znalazłam (ekhm ekhm, w sensie: to Ona znalazła mnie) współspacerowiczkę regularną i chodzimy sobie często i radośnie.
Spacerujemy jednakową, jak dotąd, trasą - nad brzegiem oceanu, po deptaku, wieczorową porą, na południe ;-)

Ocean faluje i szumi różnie w różne dni, księżyc z reguły spaceruje razem z nami - duży i uśmiechnięty nad Anzac Highway, a potem nad wzgórzami ;-) Latem widywałyśmy zachody słońca, może zmiana czasu co nieco pomoże? Gwiazdy mrugają na potęgę, bo nie przeszkadza im jakaś zawrotna ilość ulicznych latarni. Powietrze bywa bardziej lub mniej przejrzyste, więc panorama oświetlonych wzgórz przed nami prezentuje się zawsze ciekawie. Gdzieś tam daleko z przodu mruga latarnia... Mmmmm, bywa bardzo nastrojowo ;-)
Powietrze przesycone oddechem oceanu też pachnie różnie w różne dni. Czasem ma się wrażenie, jakby się połykało porcje małych kropelek, w inne dni, gdy wieje, oblizuje się słone usta.

Na deptaku mijamy wiele osób - przeganiają nas biegacze, czasem my wyprzedzamy idących wolniej, sporadycznie ktoś idzie szybciej niż my, zdarzają się czasem rowerzyści, choć o 'naszej' porze jest ich już mniej. Nieliczni, zamiast po deptaku jadą ulicą. Część osób spaceruje po plaży poniżej - wzdłuż fal, po piasku lub chwilami, po kamieniach. Spacerują także psy, czasem koty (koty w odróżnieniu od psów chodzą bez właścicieli, mniej karnie, nieco figlarnie ;-). Niektórzy chodzą bardziej towarzysko, grupki bywają nieraz całkiem spore, inni mają wyraźnie sportowe zacięcie. 'Sportowcy' często prezentują profesjonalne odzienie, czasem tajemniczy sprzęt mierzy im ważne dla sportowców parametry. Jedni budzą zazdrość fantastyczną formą, pięknie wyrzeźbionymi sylwetkami, inni mają czerwone twarze lub pot na czole.

Plaże oprócz spacerowiczów goszczą też tancerzy lub/i adeptów tai chi. Piasek głaszcze ich w stopy nagradzając ćwiczone układy choreograficzne.

Niektórzy nad brzegiem oceanu urządzają sobie pikniki. Często w samochodzie (z muzyką lub bez, pojedynczo lub w podgrupach), często na trawie - tradycyjnie z koszykiem na kocu, czasem na ławce. Piknikowe wiktuały to czasem pizza w pudełku na wynos, bardzo często wino (zdziwiło mnie, jak wiele osób ma ze sobą lampki do tegoż wina) lub piwo.
Trawa jest zielona, wystrzyżona - można usiąść bez obawy, że być może był tam wcześniej pies i zostawił niespodziankę. Ławki są dość liczne, ładnie usytuowane - czasem tuż na skraju deptaka, wysunięte maksymalnie w stronę oceanu i okolone barierkami dla bezpieczeństwa, niektóre nieco głębiej, na trawie, pod drzewami. Koszy na śmieci jest całkiem sporo, więc większość piknikowiczów zabiera to, co przynieśli ze sobą, mimo że już niepotrzebne ;-) Wyrzucą do kosza po drodze - nic się nikomu nie stanie, a jutro można będzie znowu urządzić piknik w sympatycznym niezaśmieconym otoczeniu.

Lubię te wieczorne spotkania z oceanem ;-)

Brak komentarzy :