13 sierpnia 2009

Drugi miesiąc przeszedł stępa ;-))

Meldujemy się po dłuższej przerwie z bilansem sumującym dwa miesiące pobytu.

Wiosna coraz bliżej, w powietrzu ewidentnie czuć radość zmian, temperatura wzrosła, głównie w dzień (kiedy słońce na nas świeci, czujemy je już całkiem całkiem po nowoojczyźnianemu ;-), ptaki drą się, ćwierkają i wydają wszelkie właściwe sobie odgłosy bardzo głośno i z zapałem (zwłaszcza rano, kiedy człowiek chciałby dospać), wszędzie latają dwójkami, koty za oknami też się drą i też wniebogłosy, deszcze odchodzą w zapomnienie, budzą się też rośliny - widać coraz więcej kwiatów oraz nowe liście na wielu roślinach; został jeszcze wiatr od oceanu (ziiiimny).

Zajęcia domowe ograniczają się do załatwień przeróżnych, szkoły Męża Najmilszego, szukania pracy i tych właściwych turystom - spacerowania, jeżdżenia, poznawania miasta i okolic oraz smaków, kolejnych odwiedzin u Popiołka.

Od Zdjęcia Bloggera
Od Zdjęcia Bloggera
Od Zdjęcia Bloggera
Od Zdjęcia Bloggera

Wspominaną wcześniej pracę Miłego Mojego udało się niestety zapeszyć - radość trwała trzy tygodnie, po czym boss podsumował koszty i stwierdził, że... nie stać go na kolejnego pracownika. I to by było na tyle, jeśli chodzi o zarabianie kasy. Na szczęście zostało doświadczenie, kontakt i obietnica najlepszych referencji...
Moje poszukiwania też jeszcze nadal trwają, ale weszłam w ich - mam nadzieję - przedostatnią fazę. Mam znakomitego mentora, z którym regularnie się spotykam - przeglądamy i ulepszamy moje dokumenty oraz opracowujemy optymalną strategię szukania pracy. Efekt? Jestem zarejestrowana w dwóch agencjach rekrutujących, odbyłam tam pozytywne interview oraz wysoko zaliczyłam testy komputerowe. W przyszłym tygodniu mam spotkanie w trzeciej agencji i to będzie już chyba wystarczający komplet. Nadchodzi mam nadzieję czas spotkań z potencjalnymi pracodawcami.

Szkołę Miły Mój chwali sobie bardzo. Ze względu na pracę zaczął studiować w trybie dla pracujących, czyli dwa razy w tygodniu po trzy godziny. Z racji tego, że pracy już (chwilowo) nie ma, chodzi do szkoły na dodatkowe godziny, które spędza przy komputerze ze szkolnym programem edukacyjnym. Program przypomina popularne programy językowe do samodzielnej nauki języka, ale ten szkolny bardzo Miłemu odpowiada i wydaje się pasować do Jego sposobu uczenia się i przyswajania wiedzy. Szkoła oferuje też nieźle wyposażoną bibliotekę, a dyżurujący nauczyciel poświęca swój czas każdemu, kto o pomoc poprosi w czasie, kiedy uczy się sam w bibliotece.
Ja zapisałam się do biblioteki w naszej gminie (council), zamówiłam górę książek i stopniowo je połykam. Zaskoczyła mnie pozytywnie ilość dostępnych w bibliotece nowości - praktycznie prosto z oglądania półek w księgarni można przejść do zamawiania danych tytułów w bibliotece. Poza książkami są DVD oraz audiobooki, komputery z dostępem do Internetu, bieżąca prasa do wglądu i - płatne - drukarka oraz ksero. Biblioteka pełni też częściowo rolę ośrodka dla lokalnej społeczności: uczniowie mają tu indywidualne douczanie oraz pomoc przy realizacji trudnych dla nich partii materiału, pomoc przy odrabianiu zadań, czy nadrabianiu zaległości. Mamy z maluchami spotykają się na wspólne zabawy korekcyjno-ruchowe, ze śpiewaniem, grami i pląsami ;-), starsi mają swoje kółka dyskusyjne.

Miły Mój kontynuuje swoje pokerowe hobby i regularnie grywa w turniejach w lokalnym klubie raz w tygodniu. Chodzi tam sam, rozmawia z poznanymi osobami, czyli nie tylko rozwija swoje umiejętności językowe, ale i realizuje networking - tutaj to, kogo się zna, stanowi ogromny potencjał, który procentuje, gdy szuka się pracy, miejsca do wynajęcia, dostawcy określonych usług itp itp.
Kolejne hobby Miłego Mego to squash oraz - planowany - golf.
Ja zostałam 'przymuszona', by zapisać się do klubu sportowego, no więc chodzę teraz na siłownię oraz różne grupowe zajęcia fitness. Mam też (hihihi) Osobistego Trenera, który w czasie umówionych półgodzinnych zajęć urządza mi taki wf, że potem ledwo do domu trafiam... Mam nadzieję, że forma się jednak pojawi i że za jakiś czas spokojnie będę mogła zakładać czerwony podkoszulek bez obawy, że jego kolor zlewa się z kolorem mojej twarzy... Na razie bywa strasznie ;-))
W sklepie na zapleczu nasze nowokupione rowery czekają aż się przeprowadzimy i wtedy je odbierzemy.
Obydwoje z Miłym Mym już się cieszymy na te wycieczki, co przed nami, zwłaszcza, że niedawno do grona rowerzystów dołączył Janis!!! Fantastyczna lekcja na nadoceanicznym deptaku zaowocowała tym, że Janis do domu wrócił sam, a Najlepszy z Nauczycieli mógł kapkę odetchnąć po tym, jak to się wcześniej solidnie nabiegał ;-))

Odwiedziliśmy po raz drugi Melbourne i naszych znajomych, Alę i Wojtka, oraz Popiołka. Znajomi obiecują rewizytę, a Popiołek ma się zdrowo i dzielnie. Najnowsza wiadomość to wizyta u weterynarza z powodu złapanego przez Popiołka kataru. Weterynarz jednak zadzwonił do nas zaraz po badaniu i uspokoił, że nic groźnego się nie dzieje i że katar długo nie potrwa... Oby...

Czas mija, a my zbieramy kolejne dowody na to, że nowa ojczyzna to fajowe miejsce do życia dla nas i nadal (odpukać!!!) jeżeli coś nas porządnie wkurza to są to... załatwienia i kontakty ze starą ojczyzną. Koszmar!!!
Pierwsze miejsce w rankingu stracił Citibank na rzecz obecnego lidera, czyli Banku ING. ING doprowadziło nas ostatnio do totalnego megawrzenia, w powietrze poleciały stada wyrazów koniecznych do wykropkowania, ale za to podjęliśmy decyzję, że tak dalej być nie może i że wyprowadzamy się z hukiem - tym Państwu już dziękujemy!!!!!!!

Czas wynajmu naszego mieszkania z programu rządowego to nieprzekraczalne 12 tygodni, termin ten mija 4 września.
Od początku sierpnia zabraliśmy się zatem poważniej za szukanie nowego miejsca do wynajęcia. Wcześniej Miły Mój regularnie przeglądał witryny z ogłoszeniami agencji nieruchomości, na bieżąco czytaliśmy dodatki na ten temat w gazetach.
Etap drugi to było przygotowanie listy i odwiedzenie wybranych miejsc.

Czar dzielnicy Glenelg trwa. Mamy sentyment do tych okolic, najlepiej je znamy, mamy tu już swoje ulubione miejsca, lokalny bank, sklepy, bibliotekę, trasy spacerowe itd itd. Nie jest to niestety miejsce tanie, ale plaża jest piękna, i molo takie nam bliskie, i Jetty Road tak się miło kojarzy... Poza tym łatwo i wygodnie dojeżdża się do City - autobusami, ale i tramwajem.
Znaleźć miejsce niby łatwo, bo ofert sporo, ale w większości miejsc nie chcą słyszeć o Popiołku. Zwierzaka z definicji nie można trzymać w większości budynków wielomieszkaniowych, ale i właściciele wolnostojących domów bardzo często w ogłoszeniu kategorycznie wykluczają sierściastych ulubieńców.
W słoneczną sobotę obejrzeliśmy dwa miejsca... Obydwa przerażająco zaniedbane, klaustrofobiczne, ciemnawe i mało zachęcające... W drugim na dodatek na miejscu okazało się, że z kotem nie ma mowy i jeszcze agentka popatrzyła na nas jak na UFO, kiedy ją o zwierzaka spytaliśmy.

W niedzielę obejrzeliśmy dom, który spodobał nam się już na zdjęciu w Internecie i który w sobotę obejrzeliśmy sobie z samochodu. Okrutnie zaniedbany, ale drzemie w nim potencjał - dom jakoś tak do nas od pierwszego wejrzenia zaemanował odpowiednią aurą ;-) Agent potwierdził, że Popiołek jest mile widziany, a my postanowiliśmy zrobić co się da, aby ten dom wynająć. Na nasze szczęście współoglądający w większości zrejterowali i podejrzewaliśmy, że kontrofert nie będzie zbyt wiele.
Dla spokoju sumienia pojechaliśmy obejrzeć jeszcze jedno miejsce - całe szczęście, że okazało się drogie, bo mielibyśmy dylemat ;-)) Dom nie bliźniak, tylko trojaczek, patrzący oknami na ocean... Nie dodam nic więcej - powtórzę tylko - drogi! Poza tym, jako trojaczek zapewnia mniej prywatności i na zewnątrz ma marne skrawki w porównaniu z poprzednio odwiedzonym ogrodem.

I tak oto doszliśmy do deseru, czyli naszego megasukcesu: po obejrzeniu czterech miejsc i złożeniu jednej oferty zostaliśmy wybrani i zaproszeni do podpisania umowy!!! ;-))
Wynajmowaniu mieszkań poświęciłam osobny post, tu chciałam tylko podkreślić, że jesteśmy ogromnie wdzięczni sporej grupce życzliwych osób, które przekazały nam bardzo pomocne rady oraz udzieliły super referencji.
Najcieplejsze podziękowania należą się Łukaszowi B., któremu już je przekazaliśmy, ale tu postanowiłam wpisać na wieczną-rzeczy-pamiątkę ;-))

W najbliższy wtorek podpisujemy umowę wynajmu i od 19 sierpnia rusza nasza nowa faza mieszkania w nowej ojczyźnie. Przeprowadzamy się do domu z ogrodem, gdzie niedługo dołączy do nas Popiołek, a być może jeszcze ktoś ;-))

W tym tygodniu do portu w Adelajdzie wpłynął pewien statek, na pokładzie którego są i nasze pudła z rzeczami wysłanymi w czerwcu. Dokumenty potrzebne do odbioru już są prawie skompletowane, sprawę pilotuje Nathan, a my mamy nadzieję, że wszystko ładnie się poskłada w czasie i wedle potrzeb.

3 komentarze :

Unknown pisze...

Lukasz B. zawsze do uslug:) gratuluje

Malgosia pisze...

Trochę poniewczasie, ale gratuluję sukcesu. W sumie bardzo sprawnie poszło.

Anonimowy pisze...

hmm a jaką firmą wysyłaliście pudła, jeśli można spytać?