Przyszło wreszcie prawdziwe lato.
I obudziło uczucia ambiwalentne: z
jednej strony gorrrrrąco, słońce i czasem troszkę miłej bryzy znad
oceanu, niebo błękitnieje bezchmurnie nad nami,
ale z drugiej strony... od drugiego stycznia zastępy strażaków i wolontariuszy walczą z pożarami buszu w okolicach wzgórz nad Adelajdą...
Regularnie
zaglądam do aktualizacji w necie... Niby daleko od nas, ale mamy
znajomego strażaka, który walczy; walczy też mąż koleżanki-zawodowy
żołnierz-wolontariusz; mamy znajomych, którzy mieszkają na terenach,
skąd widać nie tylko dym, ale i linię ognia; niektórzy z nich już
dostali plany ewentualnej ewakuacji - straszne, straszne, tym bardziej,
kiedy dzieje się blisko, kiedy dotyczy osób, z którymi się znamy,
przyjaźnimy, spotykamy...
Wczoraj mieliśmy trochę przelotnych
opadów (za mało, o wiele za mało...), ale i wiatr był silniejszy -
przekierowywał ogień niekoniecznie zgodnie z planem ratowników...
Według
wczorajszych prognoz, jeśli nic się nie zmieni, walka z ogniem może
potrwać nawet do końca przyszłego tygodnia...
Według dzisiejszych
prognoz wiatr zwolnił, temperatura spadła...
Już pojawiły się informacje, że tegoroczne pożary można porównać do tragedii z roku 1983 tzw. Ash Wednesday :-(
Trwa śledztwo, by wyjaśnić, czy ogień mógł się zacząć w spalarni
śmieci...
Trwa ocena strat: liczba domów przekroczyła trzydziestkę,
zginęły zwierzęta (w tym, niestety, większość zwierząt w jednym ze
schronisk...), na szczęście nie ma ofiar w ludziach; pomoc udzielona
strażakom i wolontariuszom także nie odnotowała bardzo groźnych
przypadków.
Z Nowej Południowej Walii jedzie ponad trzystu strażaków i
wolontariuszy na pomoc, do nas i do Wiktorii, ruszyła pomoc rządu i
inicjatywy lokalnych społeczności - zbierana jest pomoc (dary i
pieniądze) i dla ofiar pożarów, ale przede wszystkim dla tych, którzy
walczą z ogniem.
Ehhhhhh, łzawo, łzawo, kiedy się czyta...
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz