Najpracowitszy z Mężów pojechał do pracy, ja staram się jeszcze dospać. Nagle - rumor w kuchni - bieganina, miauczenie i... coś się wyraźnie tłucze. Otworzyłam oko i słucham, ale jeszcze nie wstaję.
Kiedy jednak hałasy z kuchni zaczynają brzmieć jak tłuczenie w szybę, wstaję i idę.
I co?
Dwa drapieżniki siedzą wpatrzone w okno, sierść nastroszona, ogony w szczotkę, obydwa wykrzykują po swojemu, a po szybie tłucze się ptaszek, który ze strachu wleciał za żaluzję i nijak wylecieć nie może, bo okno zamknięte.
Od Lawendowa Chatka |
Co przeżyłam podczas akcji ratunkowej, to moje. Doświadczenia żadnego, soczewki nieubrane, strach dosyć spory, bo ptaszek niewielki, ale spanikowany bardzo (trochę jak kos, tylko mniejszy nieco).
Ubrałam kuchenne rękawice i próbowałam go złapać, żeby wynieść do ogrodu (równocześnie odganiając dwa koty, próbujące wskakiwać na blat z rożnych stron...), potem nałożyłam rękawicę na łyżkę drewnianą i machając usiłowałam ptaszka nakierować, w którą stronę ma lecieć.
W końcu się udało, ptaszek poleciał na wolność, koty za nim, a ja... odetchnęłam z ulgą, pozbierałam piórka z podłogi i wytarłam parę placków strachopochodnych ;-)
Ależ się team zawiązał i to w jakim tempie ;-)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz