8 lipca 2012

Hamilton Island

Dlaczego Hamilton Island?
Czy wrócimy?
Kiedy?

Hamilton Island to dość popularne w Australii miejsce na wakacje.  Popularność wyspy systematycznie rośnie, w dużej mierze dzięki bardzo umiejętnie prowadzonej polityce marketingowej oraz dużej ilości funduszy i przyszłościowemu planowaniu - odkąd kupił ją Robert Oatley na wyspie dużo się dzieje i wyraźnie zmienia się jej oblicze, profil, status...  Inwestycji towarzyszy też odpowiednia promocja i nagłośnienie, zarówno w Australii, jak i poza jej granicami.

Co nam się podobało?

- w zimie jest tu ciepło i słonecznie - w zależności od szczęścia i warunków pogodowych można chodzić w letnich ciuchach łącznie ze strojem kąpielowym,
- można pływać zarówno w oceanie, jak i w przyhotelowych basenach (choć ja osobiście wolałam w piance, bo to zawsze cieplej... ;-),
- wyspa oferuje szeroki wybór zarówno miejsca zamieszkania o różnym standardzie, jak i form spędzania wakacyjnego czasu - w zależności od nastroju, pogody i uzgodnionego budżetu można się wylegiwać na leżaku, pływać, latać, wędrować po górach lub jeździć na quadach,  grać w golfa, żeglować, nurkować (uwaga! trzeba mieć ze sobą ważne w Australii papiery tj. licencję nurka!),
- wiele miejsc jest przyjaznych rodzinom z dziećmi (co w zależności od punktu siedzenia zmienia, jak wiadomo, punkt widzenia ;-),
- wyspa jest niby mała, ale rozległa, tłum się zagęszcza głównie na marinie, ale w rozsądnych ilościach,
- można obejrzeć całą wyspę spacerując lub jeżdżąc wynajętym buggy (opcja płatna) lub bezpłatnym busem,
- można jadać w hotelu, przygotowywać sobie posiłki we własnym zakresie lub odwiedzać punkty gastronomiczne - od prostych kafejek przez restauracje w hotelach i pubach aż do bardziej wykwintnych lokali - nie jest tanio, ale bywa smacznie, 
- wielbiciele owoców morza będą zachwyceni, opcji dla stekożerców nie spróbowaliśmy, bo tamtejsze menu nie uwzględnia nie-stekożerców (bez komentarza...), menu dla wegetarian jest nieco monotonne, nie każdy lokal przewidział dania dla wegetarian, ale da się i bywa całkiem satysfakcjonująco ;-)

Wrócimy!  Przylecimy tu znowu prędzej czy później, po więcej słońca i na kolejne spotkania z Wielką Rafą Koralową.  Tym razem byliśmy siedem dni (może to i lepiej, bo pogoda średnio dopisała), ale dwa tygodnie wydają się okresem optymalnym, by odpocząć i skorzystać z możliwości, jakie oferuje wyspa

Gdyby ktoś zapytał nas: Lord Howe czy Hamilton Island? odpowiedzielibyśmy: Lord Howe :-D

 
- Rustykalność, wiejsko-swojskość Lord Howe przypadły nam do gustu bardziej niż elegancka miejskość, czyli dla nas: komercja, Hamilton.  Zakupy, modnie ubrany tłum na deptaku w ciągu dnia i wieczory w klubach to nie jest nasza wersja wymarzonych wakacji ;-)
- Prywatność i zawiązujące się więzi cenimy sobie bardziej niż anonimowość i często 'urzędowy' poziom obsługi klientów w tłumie innych klientów.  Obsługa klienta to jest w ogóle coś. na co baaardzo zwracamy uwagę i co sobie cenimy.
- Poziom rozwoju i kreowany wizerunek Hamilton Island przekładają się niestety na wieczne odwoływanie się do portfela klienta - na każdym kroku (prawie) słychać: zapłać, zapłać! co akurat nas drażni.  

I nie chodzi o to, że usługi nie mają kosztować, chodzi raczej o sposób konstruowania ofert i włączania lub nie pewnych opcji w cenę pobytu, co pozwala potem cieszyć się każdym kolejnym dniem wypoczynku nawet jeśli portfel został w pokoju hotelowym ;-)  

Mądrzejsza o wrażenia i wnioski z tego pobytu pewnie lepiej rozegram tę część planowania następnym razem.

Brak komentarzy :