2 października 2011

Wieczór libański

Mamy w Adelajdzie tutejszą ulicę czerwonych latarni ;-D Wszystkim tym, którzy mieli okazję widzieć prawdziwe ulice czerwonych latarni, nasza wyda się... skromna ;-) Wytrwali znawcy tematu i wielbiciele wspomnianych rozrywek znajdą tu jednak coś dla siebie ;-)
Ja osobiście zostałam poinformowana o prawdziwym ;-) charakterze Hindley Street konspiracyjnym szeptem, wzbogaconym o konspiracyjne przymrużenie oka, w drodze na... pierwszy z wielu koncertów Adelajdzkiej Orkiestry Symfonicznej, która ma tutaj siedzibę i salkę koncertową (Graigner Studio).

Wrażenie mogą robić tłumy ludzi (w większości młodych), którzy jak noc długa i wesoła krążą od klubu do klubu pokrzykując, głośno się śmiejąc i wygłupiając. Dziewczyny z większą lub mniejszą gracją i wprawą stawiają kroki w superwysokich szpilkach prezentując gołe nogi oraz krótkie sukienki.

W sobotni wieczór podglądaliśmy, co dzieje się na wspomnianej ulicy siedząc przy pysznych aromatycznych daniach kuchni libańskiej. Do restauracji Quiet Waters (Spokojne Wody) schodzi się po schodkach do piwnicy. W sobotnie wieczory dodatkową atrakcją jest tancerka wykonująca taniec brzucha. Noooo, chyba że ktoś wybierze taką sobotę, jak my, kiedy większość zwykłych bywalców... siedzi przed telewizorami i śledzi rozgrywki ligi futbolowej...

Nie ma tego złego - nie było tancerki, ale nie było i tłumów. Przez większość czasu mieliśmy na wyłączność dla siebie nie tylko sympatycznego kelnera (który ma znajomych w Polsce, poznanych podczas ich wyprawy do Libanu), ale i klimatyczne wnętrze.

Od Kulinaria
Od Kulinaria
Od Kulinaria

Jeśli ktoś lubi ten typ kuchni, nie będzie zawiedziony. Jeśli ktoś jeszcze nie próbował - warto spróbować ;-)
Menu zawiera propozycje typu bufet, czyli wszystkiego po trochę, więc można posmakować i zdecydować, czy chce się tu wrócić.

Dla nas jest to jedzenie typu: swojskie, domowe, proste, ale pyszne i sycące.

Zaczęliśmy od przystawki - trzy rodzaje dipów: hummus, labneh (na bazie jogurtu z zieleniną i przyprawami) i baba ghanoush (obsmażany bakłażan z przyprawami) oraz pokrojony w trójkąty pita bread (placki chlebowe).

Dania główne to były zestawy 'bufet':
- wegetariański zawierał kuskus z sałatką (tabbouleh), popisowe danie restauracji - bamya (duszona okra w pomidorach), sulabi (potrawka z grochu ze szpinakiem), falafele (kulki z mielonej gotowanej ciecierzycy smażone na głębokim tłuszczu) oraz sałatkę fattoush i porcję hummusu,

Od Kulinaria

- niewegetariański zamiast potrawek z okry i grochu proponował baraninę w różnych postaciach.

Od Kulinaria

Przy dipach pomrukiwaliśmy z zadowolenia,
kiedy zjawiły się dania główne, spojrzeliśmy na siebie z niedowierzaniem i sporą nadzieją na deser,
kiedy zjedliśmy każdy swoją porcję, stało się jasne, że dania tylko wyglądały na niepozorne i że o żadnym deserze mowy dziś być nie może.

Dopiliśmy tradycyjny jogurtowy napój i herbatę z kardamonem, pogawędziliśmy z niezajętym kelnerem, cyknęliśmy kilka fotek... i ze świadomością mile spędzonego wieczoru wyszliśmy prosto w tłum na ulicę czerwonych latarni ;-)

Aha: można płacić kartą kredytową, jeśli macie ochotę na wino - przynieście swoje, bo karta nie zawiera napojów alkoholowych.

 

Brak komentarzy :