8 października 2011

Francuskie piękno

... to tytuł wczorajszego koncertu.
Powiem tak: łatwo nie było ;-)

Koncert zaczął się od utworu Debussy'ego "Popołudnie fauna" - czarowna muzyka, pole popisu dla wyobraźni, a z drugiej strony - frajda, bo można zobaczyć, jak muzyka 'jest robiona' przez orkiestrę.
Mnie osobiście ten utwór kojarzy się z "Błękitną rapsodią" i chwilami wydawało mi się, że jesteśmy tuż tuż obok dynamiki Gershwina ;-))
Utwór ważny, bo od niego - zdaniem znawców tematu - rozpoczęła się nowoczesna muzyka. Zdaniem Pierre'a Boulez'a "... 22 grudnia 1894 roku dźwięki fletu fauna dały początek nowemu światu struktur, rytmów, powiązań harmonicznych i barw, które bardziej niż jakikolwiek inny utwór zmieniły kierunek rozwoju muzyki w nadchodzącym stuleciu...".

Zaczarowani tak obiecującym początkiem, z uśmiechem powitaliśmy na scenie skrzypaczkę - solistkę - uśmiechniętą Sophie Rowell. Urodzona w Adelajdzie, bardzo utalentowana, zdobywczyni licznych nagród (ABC Symphony Australia Young Performers Award, Druga Nagroda w Międzynarodowym Konkursie Mozartowskim w Salzburgu, Międzynarodowy Konkurs Muzyczny Gibsona w Nowej Zelandii, stypendium Dorothy Fraser, stypendium Richarda Goldnera i inne), występowała z większością orkiestr australijskich w Australii, w Europie, Ameryce Północnej, Japonii i Nowej Zelandii.

Gra jako pierwsza skrzypaczka w Australian String Quartet oraz tworzy zespół the Elder Trio z pianistką Lucindą Collins i wiolonczelistą Janisem Laurosem.

Sophie gra na wyjątkowych 255-letnich skrzypcach Guadagniniego, wartych około milion dolarów - delikatnym instrumencie o ciepłym brzmieniu, wykonanym przez J.B. Guadagniniego w Mediolanie w 1751 roku.
Ciekawostka: na innych skrzypcach tego samego lutnika, wykonanych w tym samym roku - własności the Commonwealth Bank of Australia - gra obecnie Richard Tognetti - skrzypek, kompozytor, dyrygent i dyrektor artystyczny the Australian Chamber Orchestra.

Skrzypce Guadagniniego zostały udostępnione Sophie w formie długoterminowej pożyczki po jej powrocie z Europy. Zdobywczyni nagrody ABC w kategorii Młody Wykonawca Roku w roku 2000 cztery lata później przeprowadziła się do Berlina po wygraniu stypendium i możliwości studiowania ze światowej sławy Alban Berg Quartet.

Instrument, zarządzany przez the SA Guadagnini Trust, do tej pory czterokrotnie zmieniał muzyków, odkąd mieszkańcy Południowej Australii zakupili go za sumę 1,750 funtów, zebranych podczas publicznej składki, w roku 1955.
Skrzypce zostały wówczas zakupione dla skrzypaczki z Południowej Australii - Carmel Hakendorf. W późniejszych latach zostały użyczone Williamowi Hennessy'emu, a następnie w 1993 roku - znakomitej Jane Peters. Przez kilka lat instrument był we Francji w Rouen, gdzie obecnie mieszka Jane Peters.
Członek Fundacji, profesor Konserwatorium Muzycznego the Elder, Charles Bodman Rae, pojechał do Francji w grudniu ubiegłego roku, aby odebrać skrzypce.
Instrument jest ubezpieczony przez rząd stanu Południowa Australia, Ministerstwo Sztuki (ArtsSA), który zasponsorował nowy, wysokiej jakości futerał oraz najwyższej jakości smyczek.

Uffff, wróćmy jednak do koncertu ;-)

Sophie Rowell pojawiła się na scenie, aby wraz z orkiestrą wykonać utwór Bretta Deana Zapomniana sztuka pisania listów - koncert na skrzypce i orkiestrę.

Hmmmm, mamy wrażenie, że muzyka współczesna 'podawana' jest melomanom 'przy okazji' znanego, rozpoznawanego i lubianego repertuaru klasycznego. Że kierownictwo artystyczne Adelajdzkiej Orkiestry Symfonicznej edukuje swoją publiczność dając możliwość wysłuchania utworów współczesnych, które być może zaproponowane w formie osobnego koncertu niekoniecznie zgromadziłyby wielu widzów...

Czy utwór nam się podobał?
Powiem tak: był ciekawy, ale nie był to utwór 'do podobania się'. Ujmując naszą opinię w formę anegdoty przytoczę, że śmialiśmy się, iż tytuł utworu mógłby brzmieć: zgadnij, jaki instrument daje taki dźwięk? jak można uzyskać takie brzmienie, taki efekt?, a podtytuł: I tak prawdopodobnie nie zgadniesz ;-))

Po raz kolejny mieliśmy okazję podziwiać umiejętności techniczne muzyków (zwłaszcza solistki), którzy z instrumentów wydobywali niesamowite, nie do końca spodziewane dźwięki. Jak zwykle niezawodnym źródłem niespodzianek była sekcja instrumentów perkusyjnych. Fakt, emocji było w tej muzyce co niemiara i przyznam, bardzo dużo do wczorajszych wrażeń dodał doczytany później opis utworu ;-))

Koncert składał się z czterech części. Każda odwołuje się do listu, a skrzypce 'odgrywają rolę' zarazem autora i adresata.
- Hamburg, 1854 - ilustruje historię wielkiego sekretnego romansu w świecie muzyki klasycznej - Johannesa Brahmsa i Clary Schumann
- Haga, 1882 - nawiązuje do listu Van Gogha snującego rozważania o wiecznym pięknie natury, która w jego chaotycznym życiu pozostaje czymś trwałym i trwającym,
- Wiedeń, 1886 - to cytat z innego utworu tego kompozytora - cyklu pieśni Wolf-Lieder
- Jerilderie Letter, 1879 - jest echem listu Neda Kelly (australijskiego "Janosika" lub bandyty - różne źródła w różnych czasach różnie przedstawiały jego osobę i 'działalność'), który napisał w formie publicznego manifestu, aby udowodnić swoją niewinność i wytłumaczyć swe postępki dążeniem do sprawiedliwości dla swojej i innych rodzin - ubogich irlandzkich osadników z północno-wschodniej Wiktorii w czasach australijskich kolonii.

Po przerwie na scenę wróciła nie tylko orkiestra (już bez solistki), ale i muzyka klasyczna. Co ciekawe - Ravel i Debussy po wysłuchaniu utworu sprzed przerwy wydawali się prawie-w-ogóle-NIE-awangardowi ;-)

Najpierw Bolero.
Zabawne - ostatnio słyszeliśmy je dwa dni wcześniej, w tym samym budynku, ba, siedzieliśmy w tym samym rzędzie :-) Wtedy nagranie było odtwarzane z nośnika, a główny punkt ciężkości przeniesiony był na tancerzy na scenie.
Usłyszeć Bolero to przyjemność, ale ZOBACZYĆ orkiestrę grającą ten utwór to przyjemność podwójna.
W głębi sceny, z sekcji perkusji słychać niestrudzonego werblistę - od początku do końca nadaje rytm. Tuż przed nim flet, klarnet i obój, które odzywają się w określonych momentach, solo lub z towarzyszeniem innych instrumentów. Stopniowo wzrasta też poziom głośności.
Najbardziej jednak niesamowita była możliwość obejrzenia tego, co, jak i kiedy robią 'smyczki' - poszczególne grupy muzyków 'szarpią struny na trzy', albo uderzają smyczkami o struny - i dotyczy to zarówno skrzypiec, altówek i wiolonczeli, jak i kontrabasów i harf. Grupy się zamieniają, każdy w określonym czasie ma swoje, inne zadanie.
I tak, rytmicznie, stopniowo dochodzimy do żywiołowego finału ;-)

Potem Debussy po raz drugi - tym razem tryptyk Hiszpańskie obrazki-impresje:
Przez drogi i bezdroża
Zapachy nocy
Świąteczny poranek
.
Dźwięki malowały w naszych głowach obrazy, budziły nastroje. W pewnym momencie pomyślałam: a gitary? jak Hiszpania, to powinny być gitary... I już chwilę później sekcja skrzypiec trzymała swoje instrumenty niczym małe gitarki i zamiast smyczkiem wydobywała dźwięki ze strun uderzeniami 'gitarowymi' ;-)

Ostatnim utworem tego koncertu był La Valse - poemat choreograficzny Ravela.
Ten utwór to hołd złożony dworowi, na którym królowali bracia Straussowie, oraz walcowi. To fascynacja walcem wiedeńskim - tym fantastycznym, zapamiętałym wirowaniem, blaskiem sali balowej, urokiem par i tańca.
Wyraźny rytm, odwołania do znanych melodii, kolejna żywa, dynamiczna ilustracja - tak, to był bardzo udany finał wieczoru ;-)

A potem jak zwykle - burza braw, szeroko uśmiechnięty dyrygent, który podzielił się otrzymanymi kwiatami z pierwszą skrzypaczką. Wreszcie - publiczność żywiołowo dziękująca za kolejny piękny występ i poszczególne grupy muzyków, którzy wstawali, wskazywani przez dyrygenta, by się ukłonić.

Sezon zbliża się ku końcowi - nam został jeszcze jeden grudniowy koncert, ale w domu już czeka broszura z programem na kolejny rok.
Przed nami niełatwe zadanie - po wspólnie spędzonym roku dużo trudniej będzie nam nie tyle wybrać, czego chcielibyśmy posłuchać, ale zdecydować, z czego - z najmniejszym żalem - możemy zrezygnować ...

Brak komentarzy :