Przymierzaliśmy się w styczniu do imieninowych hulanek, ale rzeczywistość i proza życia się sprzeciwiły i sprzysięgły przeciwko temu pomysłowi...
Na szczęście w galopującym tempie nadbiegł koniec marca, który zawsze przynosi Chudemu radość dmuchania świeczek na torcie ;-))
Tego nam było trzeba! Ruszyły przygotowania, poszły w świat zaproszenia.
Dni nielojalnie przyśpieszyły, pogoda zdawała się nam sprzyjać. W Lawendowej Chatce powstał 'nowy pokój', a Najmilszy rozpoczął czarowanie trawnika - podlewał i kosił na zmianę, by przywitać Gości godnym nowego pokoju dywanem-trawnikiem.
Kulinaria jak zwykle tutaj dostały osobny post.
Goście dopisali, chociaż potrenowali naszą cierpliwość (i puste żołądki) każąc na siebie poczekać nieco dłużej ;-)) Pogoda po dusznym 'przedburzowym' dniu i pełnym drapieżnych komarów wstępie podarowała nam piękny ciepły, ale nie duszny wieczór, kiedy przyjemnie było w 'nowym pokoju', kiedy antykomarowe świeczki zaczęły 'ogarniać' sytuację, kiedy miły wiaterek rozwiewał opary olejku Tea Tree (przed ugryzieniem) i maści papaw (po ugryzieniu) oraz chłodził rozgrzanych tańcem ;-))
Od Urodziny Chudego 2010 |
Od Urodziny Chudego 2010 |
Solenizant zrewanżował się Gościom za czas oczekiwania na początku... przepalając przewód doprowadzający gaz z butli do palników w swoim pokazowym BBQ. Poza zniszczeniem przewodu i wystawieniem cierpliwości Gości na surową próbę nic się na szczęście nie stało ;-)) A że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, zapisaliśmy w moim małym czarnym notesiku punkt dla Dzielnych Greków, którzy byli najszybsi, ale zawór nie pasował ;-) i dla Joli Lojalnej, która co prawda nie ma BBQ tylko zewnętrzny palnik, ale za to zawór pasował znakomicie ;-) Łebski Andrzej dopilnował sprawdzenia przekrojów, aby butla nie jeździła na darmo ;-))
Dwie dziurki w nosie i udałosię: część mięsa przeewakuowano do piekarnika, gdzie 'doszło', a po opanowaniu sytuacji przewodowej reszta mięsa grillowała się według pierwotnie założonego planu.
Od Urodziny Chudego 2010 |
Od Urodziny Chudego 2010 |
Pierwszy pokój, który niedawno przestał być stołowym, gdzie pojawiła się sofa, ława i dwa fotele (juuuuuupi, nareszcie, czekaliśmy na nie prawie tak długo, jak na sofę ;-)), szybko oddał przygotowane tam dipy i przegryzki, po czym zamienił się w salon gier i bajek (... oraz innych rozrywek wspieranych przez Internet ;-). Ufffff, dzięki temu rodzice mogli spokojnie korzystać z uroków wieczoru ;-))
Rozmowy perliły się dowcipem, elokwencją i pozytywnymi fluidami, tańce rozkręcały się z pewną dozą nieśmiałości. Na szczęście niezmordowany grecki-nauczyciel-tańca i polska-przewodniczka-mas przekonali niektórych do chociaż krótkich występów na parkiecie z wykładziny. Najgorliwsi szybko pozbywali się butów ;-)) Surowy urok Socjalu jak zwykle nie zawiódł, a poprzedni-prezent-urodzinowy niezawodnie zapewniał dźwięki przyjemne dla ucha i zachęcające dla stóp ;-))
Jak na urodziny przystało wznosiliśmy toasty, Solenizant dziękował za prezenty, śpiewaliśmy Sto laaaaat pod rozgwieżdżone niebo i jedliśmy tort, którego kawałki Solenizant precyzyjnie wydzielił dzieląc pełny okrąg przez liczbę Gości ;-))
Noc okazała się nie tylko ciepła i rozgwieżdżona, ale i stanowczo za krótka...
Ehhhhh, trzeba wyjąć kalendarze i zacząć planować... kwietniowe imieniny??? ;-)