4 stycznia 2015

Pożary buszu

Przyszło wreszcie prawdziwe lato.
I obudziło uczucia ambiwalentne: z jednej strony gorrrrrąco, słońce i czasem troszkę miłej bryzy znad oceanu, niebo błękitnieje bezchmurnie nad nami,
ale z drugiej strony... od drugiego stycznia zastępy strażaków i wolontariuszy walczą z pożarami buszu w okolicach wzgórz nad Adelajdą...

Regularnie zaglądam do aktualizacji w necie... Niby daleko od nas, ale mamy znajomego strażaka, który walczy; walczy też mąż koleżanki-zawodowy żołnierz-wolontariusz; mamy znajomych, którzy mieszkają na terenach, skąd widać nie tylko dym, ale i linię ognia; niektórzy z nich już dostali plany ewentualnej ewakuacji - straszne, straszne, tym bardziej, kiedy dzieje się blisko, kiedy dotyczy osób, z którymi się znamy, przyjaźnimy, spotykamy...

Wczoraj mieliśmy trochę przelotnych opadów (za mało, o wiele za mało...), ale i wiatr był silniejszy - przekierowywał ogień niekoniecznie zgodnie z planem ratowników...
Według wczorajszych prognoz, jeśli nic się nie zmieni, walka z ogniem może potrwać nawet do końca przyszłego tygodnia...
Według dzisiejszych prognoz wiatr zwolnił, temperatura spadła...

Już pojawiły się informacje, że tegoroczne pożary można porównać do tragedii z roku 1983 tzw. Ash Wednesday :-(
Trwa śledztwo, by wyjaśnić, czy ogień mógł się zacząć w spalarni śmieci...
Trwa ocena strat: liczba domów przekroczyła trzydziestkę, zginęły zwierzęta (w tym, niestety, większość zwierząt w jednym ze schronisk...), na szczęście nie ma ofiar w ludziach; pomoc udzielona strażakom i wolontariuszom także nie odnotowała bardzo groźnych przypadków.
Z Nowej Południowej Walii jedzie ponad trzystu strażaków i wolontariuszy na pomoc, do nas i do Wiktorii, ruszyła pomoc rządu i inicjatywy lokalnych społeczności - zbierana jest pomoc (dary i pieniądze) i dla ofiar pożarów, ale przede wszystkim dla tych, którzy walczą z ogniem.

Ehhhhhh, łzawo, łzawo, kiedy się czyta...

Brak komentarzy :