30 listopada 2014

Trzy Pory Roku - Wiosna 2014

Dobiega końca tegoroczna wiosna - o ile z meteorologicznego punktu widzenia była taka sobie, o tyle jako pierwszy trymestr oczekiwania na Juniora była całkiem całkiem :-)

Kto spojrzał w kalendarz, ten wie, że pisząc o dziewczynie z perłą nie tylko kolczyki miałam na myśli - już wtedy nieśmiało kiełkowała nadzieja, że nie wchodzę na scenę sama, i że to dobrze wróży na zaś młodszemu pokoleniu :-)
Wtedy jeszcze zaklinałam rzeczywistość i równocześnie nie pozwalałam się cieszyć, ani sobie, ani Najlepszemu z Mężów. Ostrzegałam przed hodowaniem nadziei, żeby się nie rozczarować...

Potem mijały kolejne tygodnie, a ja zaciskałam zęby i nogi...
Żeby złamać zły czar z przeszłości, z definicji odmówiłam sikania na plastik.

W szóstym tygodniu byliśmy w kinie na - co za zbieg okoliczności! - Lucy i chyba należę do nielicznego grona osób, które... płakały na tym filmie ;-) - oczywiście podczas wzmianki o tym, co dzieje się w organizmie kobiety w... szóstym tygodniu ciąży...

W siódmym tygodniu zaczęło mi być niedobrze i narastała senność...
Najlepszy z Mężów bez słowa przejmował kolejne domowe obowiązki, kupował świeże produkty i karmił nas zdrowymi potrawami, machnął ręką na niemalejące góry prasowania i... uśmiechał się w sposób zupełnie niepowtarzalny, ilekroć ja, pokonana przez mdłości, wisiałam nad toaletą... 8-)

Kiedy skończył się, poprzednio feralny, dziewiąty tydzień, zadzwoniłam umówić nas do lekarza. Spotkaliśmy się pod koniec dziesiątego tygodnia.

Po chwili zwyczajowych pytań, mierzeniu i ważeniu, Pan Doktor w końcu zaprosił mnie na kozetkę i włączył USG.
Kiedy zobaczyliśmy fikającego Maluszka, machającego rączkami i nóżkami, a nade wszystko wyraźnie bijące małe serduszko - obydwoje z Najlepszym z Mężów spojrzeliśmy na siebie oczami pełnymi łez.
Lekarz coś tam mówił, a pulsujące serduszko zdawało się zagłuszać wszystkie inne dźwięki w gabinecie...

Z pomiarów wyszło, że właśnie skończyliśmy tydzień jedenasty (czyli początkiem Trzech Pór Roku mogła być noc z pamiętnym zaćmieniem księżyca, które zwą tutaj Bloody Moon 8-) ).
Jesteśmy podobno pierwszą parą w karierze naszego lekarza, która przyszła do niego na tym etapie ciąży totalnie w ciemno, tj. bez zrobionego testu ciążowego ;-)

Nadal nie pozwoliłam się cieszyć, ani nikomu mówić - zbliżały się badania genetyczne... 
Wciąż mogło być różnie...
Każdy test i oczekiwanie na wynik były trudną próbą cierpliwości i hartu ducha - nie wolno się denerwować..., trzeba być dobrej myśli..., czym by się tu zająć, aby odwrócić uwagę od kłębiących się pytań i wątpliwości?, jak bronić się przed strachem i obawami?


Tak, macie rację, po usłyszeniu pierwszych bardzo dobrych wiadomości, odetchnęłam z ulgą,  uroniłam łzę, po czym, po wyjściu ze szpitala... zabroniłam się cieszyć, bo po pierwsze te testy nie wykrywają wszystkiego, po drugie mają spory margines niewykrywalności wad, po trzecie - spory margines wskazań fałszywie pozytywnych.
W imieniny Katarzyn mieliśmy kolejną wizytę u naszego Pana Doktora, by poznać wyniki NIPT - to bezinwazyjny test wykonywany z próbki krwi pobranej od mamy, z której izoluje się i bada fragmenty DNA Maluszka.

Muszę napisać, że o ile zdumiewające dla mnie jest, jak wiele już 'medycyna wie', ilu rzeczy można się o zdrowiu Maluszka na tak wczesnym etapie ciąży dowiedzieć, o tyle przerażająca była dla mnie wizja, co potem z taką wiedzą zrobić...
No i mimo wszystko, jest to spora huśtawka emocjonalna...

Przed przekazaniem wyników Pan Doktor zmierzył mi ciśnienie (140/80) i, niezbyt zadowolony, pokręcił głową.
Potem zapytał, czy chcemy poznać płeć - tu Najmilszy z Moich Mężów się zaśmiał i pokazał na mnie, ja pokiwałam głową, więc lekarz przysunął mi kartkę i powiedział: - Zobacz sama ;-)
Yyyyyyyyy, litery aż mi skakały przed oczami, ale znalazłam XY!
Ze łzami w oczach opadłam na krzesło, a Najmilszy tylko się śmiał.
Pan Doktor zapytał Przyszłego Tatę: - Chcesz wiedzieć? Na co PT ze śmiechem: - Już wiem :-D

W tym czasie ochłonęłam już na tyle, żeby tuż nad magicznym XY zobaczyć wyłożone kawę na ławę, w wersji dla laików: chłopiec ;-)

A potem Pan Doktor powiedział nam więcej dobrych wiadomości o naszym synku i Jego cudnie zgodnym z wzorcami garniturze chromosomalnym.
Na koniec zapytałam, czy chce mi zmierzyć ciśnienie jeszcze raz.
Zmierzył.
130/80.
Tiaaaaa...

I oby te dobre prognozy trwały i się nie zmieniały :-)

Najlepszy z Moich Mężów twierdzi, że tak jak od początku wiedział, że jestem w ciąży,
tak od momentu, kiedy powiedziałam Mu o mądrości ludowej, jak to rzekomo dziewczynki odbierają mamom urodę, był pewien, że czekamy na chłopca (to mam nadzieję wyjaśnia po raz milionowy, dlaczego wybór Ostatniego z Moich Mężów był o tyle oczywisty, co znakomity i trafiony ;-) ).
Bo Przyszłemu Tacie od zawsze płeć była obojętna, chociaż zawsze mówił, że docenia, ile fajnych rzeczy można robić z synem.
Ilekroć pytałam, czy nie czuje się 'oszukany' przez moje 'czekanie na Juniora', i czy nie chciałby Małej Księżniczki, tylekroć powtarzał, że będzie, kto ma być :-D

Hurrrrrra, będzie, kto ma być :-D

Po tamtej wizycie u lekarza w ciągu dnia zrobiłam pierwsze (ekhm, ekhm, w tej ciąży 8-) ) zakupy wyprawkowe i... próbuję uwierzyć w to, co się dzieje.

Jestem w ciąży :-D

1 komentarz :

Magutka pisze...

Gratulacje! Junior z Krainy Kangurów:)