... i znowu zakwitły bzy -
nie, wróć!, bzy zakwitną pewnie u nielicznych, co to je tu mają, a i to za jakiś czas ;-)
Na razie
przekwitły już migdałowce i nasz sad nektarynkowy, zakwitły lawendy, a na pozostałych roślinach widać pąki lub/i pędy kwiatowe: u cytrusów (zarówno u cytryny wynajętej, jak i u naszych drzewek ;-) ), u jednego cymbiduim, phalenpsisa imieninowego oraz u wszystkich prawie sukulentów.
Wiosna oficjalnie rozpoczęła się w ostatni czwartek i jak na razie prezentuje się w pełnej krasie: na błękitnym niebie świeci słońce (temperatury w ciągu dnia sporo powyżej 20 stopni, noce coraz cieplejsze), rośliny rozkwitają, trawnik pięknie skoszony za domem w ostatni poniedziałek prezentuje już świeżutkie odrosty, a przed domem kusi oko wersją
łąka, czyli bogactwem pięknych żółto-różowych chwastów (ich dni są już jednak policzone - zakupiliśmy odpowiednie płyny - nadciąga osikanie ogólne), ptaki wydają przeróżne odgłosy, koty rozpoczęły wymianę futra na model:
sezon pełen słońca. Wczoraj zaliczyliśmy pierwszą wiosenną burzę.
Z pomarańczy zerwaliśmy do końca pierwszy domowy plon, czyli cztery pomarańcze.
Tak było:
A tak jest:
Dziś po jesienno-zimowej przerwie odwiedziliśmy Dolinę Barossa. Przepiękna pogoda mimo deszczowo-pesymistycznych prognoz dodała wycieczce wiele uroku.
Winorośl w wersji wiosennej pozwala zaobserwować, jak grube bywają czasem pnie (widzieliśmy dziś np. stuletnie Grenache), które odmiany mają obcinane zeszłoroczne odrosty, a które nie, jak mocuje się owe odrosty i na ilu poziomach, które rośliny już wypuściły liście itd. Przede wszystkim jednak pięknie widać symetryczne rzędy winorośli na tle zielonych wzgórz.
Mieliśmy do pokonania około 90 km na północny wschód od Adelajdy, by dotrzeć do doliny, skąd pochodzi kilka gatunków kojarzonych z Barossą, na czele ze światowej klasy Shirazami i Rieslingami. Na smak winorośli mają tu wpływ nie tylko śródziemnomorski klimat, ale i typy gleby (od typów gliniastych aż do piaszczystych), na których rodzą się i dojrzewają owoce do produkcji win czerwonych o pełnym aromacie (jagód, owoców pestkowych, lukrecji i czekolady) i delikatnych białych win (typowy dla chłodniejszego klimatu wyrazisty, cierpki smak, o wysokiej kwasowości). Najwięcej uprawia się tutaj odmian: Shiraz, Cabernet Sauvignon, Grenache i Merlot, a wśród białych przodują: Riesling, Semillon i Chardonnay.
W czasie wycieczek do Barossy zwykle odwiedzamy 'stare' miejsca oraz kilka nowych. Dziś miejsca nowe zdecydowanie przeważyły.
Wycieczkę rozpoczęliśmy od degustacji w
Liebichwein - bardzo sympatyczna wizyta,
dobre wina i okazja, by rzucić okiem na
drzewa karobowe - zielone przez cały rok, o gęstej okrywie okrągławych błyszczących liści.
Potem pojechaliśmy rzucić okiem na krzewy winorośli koło
centrum Jacob's Creek. Z krzewów radośnie zieleniły się ku nam małe, mniejsze i nieco większe listki, choć były i krzewy, na których pączki jeszcze spały.
Kolejny przystanek to degustacja w winnicy
Turkey Flat. Urokliwe, pięknie położone miejsce, fantastyczna obsługa (połączenie fachowej wiedzy z darem jej przekazywania) i świetne wina. Anegdotka? Proszę bardzo: ominęliśmy początek listy degustując czerwone skarby, po czym, zachęceni opowieścią, wróciliśmy do białego i różowego, które... trafiły na listę zakupów. Polecamy: i wizytę, i wina - fachowcy z Turkey Flat kochają swoją pracę, tworzą interesujące mieszanki i, co ciekawe, nie obawiają się polecać swoim gościom odwiedzenia innych miejsc ;-)
Skorzystaliśmy zatem z podpowiedzi i odwiedziliśmy
Artisans of Barossa. Strzał w dziesiątkę!
Centrum działa od marca 2011 i prezentuje wyroby siedmiu winnic z Barossa i sąsiedniej - Eden Valley. Każdego dnia do degustacji wystawiane są po dwa wina każdego z producentów. Można złożyć zamówienie na wszystkie dostępne rodzaje, ale próbuje się wyznaczonych na dany dzień gatunków.
Ojjjj, popróbowaliśmy!
Można powiedzieć, że dziś poprzeczka podnosiła się z wizyty na wizytę.
Shiraz za A$ 130.00 pokazał, na czym polega różnica w cenie ;-)) Na szczęście spomiędzy 45 a 60 dolarów ja osobiście wybrałam wino tańsze. Ha, może i tańsze, ale jego twórca swoją wiedzę zdobywał i szlifował przez długie lata tworząc bukiety Penfold'sa ;-)
Kropką nad 'i' były dziś wina słodkie, choć niekoniecznie jest to częsty wybór - Semillon i Viognier zwany 'deserem w butelce'. Najmilszy zdał się na mój wybór, mimo że jako jedyna wskazałam na Viognier (tak, tak, to skutek czaru, jaki rzuciła na mnie pierwsza malutka butelka tego wina od w/w Penfold'sa ;-).
I znowu: rozmowy, rozmowy, rozmowy - opowieści ubarwiały próbowane wina i udowadniały, że znowu spotkaliśmy nie tylko fachowców, ale i pasjonatów. Wina Siódemki można kupić w centrum lub w sklepach-butikach z winem w Adelajdzie, albo zamówić przez Internet.
Po tej degustacji mogliśmy już tylko pojechać... do Angaston do
Ryczących Czterdziestek na kilkakrotnie już wcześniej wypróbowaną pizzę ;-) Trasą widokową na smaczny i sycący popołudniowy posiłek, który zamówiliśmy i na który czekaliśmy przeglądając, jak zwykle tam, książki kucharskie ;-)
Do domu wracaliśmy ścigając się ze słońcem, które zbliżało się do linii horyzontu szybciej niż my do Lawendowej Chatki malując czyste niebo na optymistyczne kolory.
To była piękna niedziela ;-)
1 komentarz :
Serdecznie gratuluje zdobycia przez Was wiz stalego pobytu! Blog jest przepiekny i trzyma poziom, czekamy na nowe wpisy!
Prześlij komentarz