10 lipca 2010

Kapka zimowego szaleństwa

Jak przystało na aklimatyzujących się przyszłych Australijczyków, jak przystało na parę z czternastoletnim stażem, w sobotnie popołudnie skorzystaliśmy z pomysłu znajomych i wybraliśmy się z nimi... na lodowisko.
Co ma do tego staż? W Krakowie nigdy nam się taka wyprawa nie udała. Tak nam jakoś schodziło, schodziło, aż zeszło...
Co ma do tego Australia? Hmmmm, prawda, że lodowisko nie jest najpierwszym skojarzeniem, jakie się pojawia w głowie Czytelnika, kiedy myśli o naszej nowej ojczyźnie?

Lodowisko, na którym byliśmy nieco różni się od tego, na które nie dotarliśmy razem w Krakowie:

- otwarte jest przez cały rok,
- ma na miejscu wypożyczalnię, która dysponuje zapasem łyżew w odpowiedniej ilości oraz wszystkich rozmiarach - nikt nie odchodzi z kwitkiem, a tutaj jedynie nieliczni mają swoje własne łyżwy,
- lodowisko małe jest tuż obok dużego, w jednym budynku,
- na małym lodowisku przeważają ci, którzy się uczą - mniejsi i więksi oraz całkiem dorośli,
- w nauce pomagają krzesełkopodobne stojaki - metalowe lub mniejsze - drewniane - ślizgają się po lodzie stanowiąc podpórkę dla nowego adepta łyżwiarstwa,

Od Zdjęcia Bloggera 4

- na dużym lodowisku wszyscy raczej dobrze sobie radzą, raz na jakiś czas ogłaszana jest 'zmiana kierunku jazdy', do czego większość szybko się stosuje,
- dodatkową atrakcją jest muzyka oraz dyskotekowe światła (włącza się je już po południu oraz podczas specjalnych lodowych wieczorków ;-),
- zaplecze socjalno-bytowe tj. szafki na rzeczy, barek i toalety są w tym samym budynku, a cała podłoga wyłożona jest gumopodobną wykładziną, więc nie trzeba zdejmować łyżew.

Zaskoczeniem (przynajmniej dla mnie) była twardość lodu - jest naprawdę twardy i mocno zmrożony - zadbana powierzchnia z cienkich warstw zapobiega powstawaniu dziur, (o które można się było często potknąć w Krakowie), ale i ciężej 'kroi się' łyżwami, więc jazda wymaga więcej wysiłku. Druga niespodzianka - łyżwy ostrzy się tutaj na mały rowek i spiłowuje się ząbek w damskich figurówkach z przodu pod spodem - nie ma zatem jak oszukiwać, wspomagając się odpychaniem się z tych ząbków, a przy zwrotach trzeba korzystać z płytszych, niż pamiętam, kantów.

Dwie godziny minęły przyjemnie, przyniosły zadyszkę i odgniecenia od wkładek łyżew, które czuliśmy przez kolejnych kilka dni (podobnie zresztą jak i mięśnie nóg...). Na lodowisko pewnie wrócimy, być może nawet kupimy sobie swoje łyżwy ;-))

Zabawne, bo przewietrzyliśmy rękawiczki, a po wyjściu na zewnątrz doceniliśmy, jak ciepłe są tutaj zimowe dni, kiedy świeci słońce i jak zimno bywało podczas staroojczyźnianej zimy ;-))

Brak komentarzy :