3 marca 2014

Zmarszczki są niemodne

Dawno nie było, więc czas chyba na nowy post w grupie Pani z Teczką.

Zaczął się nowy semestr, ruszyłam z kopyta zaczynając jak zwykle od wydrukowania sterty czytanek. 

Gerontologia, z racji tego, co jest jej przedmiotem, bywa przedmiotem przesiąkniętym smutkiem, ale - co ciekawe - równie często (auto)refleksją i rozmaitymi odkryciami.  Pewnie dlatego, że jest nauką humanistyczną - skupioną na ważnej części naszego człowieczeństwa, jaką jest starość - nasza, naszych bliskich, ale też ludzi całkiem nam obcych.  Dotyczy między innymi tego, jak rozumiemy starość i starzenie się, jak reagujemy na te zjawiska - każdy z nas indywidualnie oraz wszyscy razem jako społeczeństwo.

Zapraszam do obejrzenia pogadanki wygłoszonej przez amerykańskiego gerontologa - doktora Billa Thomasa, który żartując sobie nieco z pokolenia baby boomers, postuluje abyśmy ponownie przyznali sobie i innym prawo do starzenia się i do starości.  Zwraca uwagę na to, jak we współczesnym świecie, szczególnie w 'wysoko rozwiniętych' społeczeństwach dzieci przeżywają pracowite dzieciństwo, burzliwą fazę bycia nastolatkiem, stają się dorosłymi i... żyją długie lata jako dorośli! 

Dr Thomas odnosi się do stereotypów i używanych przez nas schematów językowych, które tworzą i wzmacniają uprzedzenia, negatywne wzorce...  Porównuje, czym jest rasizm, czym seksizm, a czym 'ageizm'... i tu się zastanowiłam... 
Czy w języku polskim funkcjonuje polski odpowiednik słowa 'ageizm'?  Czy w starej ojczyźnie społeczeństwo 'dorosło' do dyskryminacji osób starszych ze względu na ich wiek?

W nowej ojczyźnie, mieszkając w stanie ze starzejącą się populacją (drugi - po Tasmanii - najwyższy odsetek starszych osób), dyskutując - z racji wykonywanej pracy i studiów - o różnych aspektach opieki nad starszymi osobami, o opiece społecznej, o proponowanych obecnie i planowanych na przyszłość usługach, dostrzegam podobieństwa, ale i sporo różnic.

Australia jest państwem bogatym, o mocnych tradycjach pomocy socjalnej.  Populacja całego kraju to tuż ponad dwadzieścia trzy miliony mieszkańców - ludzie mieszkają jednak głównie w miastach, gęstość zaludnienia na wielu obszarach o tradycjach rolniczych systematycznie spada.  Ludzie się przemieszczają - młodsi jadą się uczyć, potem podążają wybranymi ścieżkami kariery - często nie tylko pomiędzy miastami, ale i stanami, bardzo często wyjeżdżają też poza Australię.

Rodzina zyskała wiele nowych znaczeń - nie tylko rośnie liczba rozwodów i ponownych związków, ale i liczba dzieci w kolejnych związkach oraz u rodziców samotnie wychowujących dzieci.
Pokolenie emigrantów powojennych z krajów europejskich to w większości grupy etniczne o wyższym w porównaniu do 'Australijczyków-od-wielu-pokoleń' procencie osób starszych.


Połączenie dużego odsetka osób starszych, pesymistycznych zapowiedzi wygłaszanych przez niektórych ekonomistów i polityków, kryzysu (że tak to subiektywnie określę) tradycyjnego wielopokoleniowego modelu rodziny i pewnie kilku innych czynników spowodowało, że w Australii przytoczona dziś przeze mnie pogadanka amerykańskiego lekarza jest dla wielu odkryciem, rewelacją...

Dobrze, że skłania do myślenia; mam nadzieję, że nadciągają pozytywne zmiany; smutno mi jednak trochę, kiedy czytam, jaką rewelacją dla wielu są programy wdrażane od jakiegoś czasu przez tutejsze szkoły - w ramach współpracy z lokalnymi domami opieki uczniowie spotykają się regularnie ze starszymi osobami-pensjonariuszami. 

Dla wielu dzieci jest to pierwszy kontakt ze starszymi ludźmi. 
Wielu uczniów odkrywa w tych kontaktach sporo różnych pozytywów.
Wielu - 'zyskuje' w ten sposób 'babcię' lub 'dziadka'...

Brak komentarzy :