13 maja 2013

Grzybobranie rozpoczęte :-)

Piękne lato mamy tej jesieni :-)

Niby jesień w ostatniej odsłonie (1 czerwca oficjalnie zaczynamy nową porę roku), niby od początku maja nie obowiązuje zakaz palenia ognisk, ale nadal jest ciepło i słonecznie.
Niby w poszwie na łóżku pojawiła się kołdra, ale na razie ta lżejsza i wystarcza nam w zupełności.
No dobra - nie chodzimy już pływać w oceanie i zdarzyło nam się parę razy włączyć wieczorem grzejnik, ale ogólnie: jest ciepło ;-)

Złą stroną wysokich temperatur, mimo padających czasem deszczy (ale deszcz przychodzi, pada, po czym się kończy - nie ma kilkudniowych serii, niebo szybko się przeciera i wraca słońce) jest to, że jest sucho. Zwłaszcza na wzgórzach na Adelajdą.
A mamy tu kilka niebezpiecznych tradycji...  Po pierwsze: sporo osób stosuje kontrolowane wypalanie trawy.  Hmmmm, niezmiernie łatwo traci się kontrolę nad 'kontrolowanym' wypalaniem - ściółka jest sucha, znikąd pojawia się wiatr i, niby ugaszony, ogień 'wstaje' jak to mówią po nowoojczyźnianemu.  I 'biegnie' przez busz...
Inny zwyczaj to palenie ognisk (bonfires) - podpala się ułożony stos (im wyższy, tym lepszy) i świętuje dookoła, dzieciaki pieką pianki marshmallow (błeeeee...), dorośli... jak to dorośli, jest ciepło i romantycznie, ogień trzaska i skry skaczą wokół...

Niestety, nad Adelajdą często widać ciemnoszare smugi dymu.
W czwartek jeden z pożarów jak się zaczął przed południem, tak ugasili go w nocy.
Następnego dnia zamiast ciemnoszarego dymu można było oglądać białą smugę mgły...

W związku z tym, że jest ciepło i sucho - sezon grzybowy się opóźnił.
Regularnie odwiedzamy grzybowe miejsca: najpierw było pusto, raz przeszliśmy po śladach tych-co-zdążyli-na-czas, wśród maślaków, po które zgłosili się kilka dni wcześniej grzybiarze lub... robaki.
Zaskakuje nas kolorystyka znanych miejsc - w tym roku zieleń dopiero się pojawia, ale na początku kwietnia drogi - szerokie połacie między drzewami i brzegi lasu były szarozłote, pokryte wypaloną suchą trawą, ani śladu mchu czy wilgotnolubnych białokwitnących roślin...

Od Zdjęcia_Bloggera_5


Dziś w końcu się udało!!! :-)
Pojechaliśmy w jedno z zagłębi maślakowo-rydzowych i przywieźliśmy nieco maślaków i rydzów do Chatki :-)  (Spójrzcie Drodzy Czytelnicy na późnojesienny strój Pana Lawendowej Chatki... ).

Od Zdjęcia_Bloggera_5


Wbrew pozorom muszę przyznać, że grzybów było mało.  Spore grupki, ale większość już zaklepana przez robaki, wiele niestety... wyschniętych.
Rydze chyba dopiero zaczynają, poza tym rosną sprytnie spod igliwia i nie wystawiają kapeluszy do słońca.  Maślaki pojawiły się już kilka tygodni temu, ale raczej przyzwyczajone do innych warunków w ubiegłych latach nie radzą sobie z wysoką temperaturą, niedostatkiem wilgoci w podłożu i krótkotrwałością opadów.

Żal było patrzeć, jak wiele grzybów miało popękane kapelusze - miały energię, by rosnąć, ale brakło im wody...

Nic to, powybieraliśmy jednak dość, by zapełnić trzy wiaderka :-)

W domu ruszyła akcja: rydze na patelnię!  Ha, pycha!  Na masełku, nieco soli i sporo pieprzu - super!

Od Kulinaria
Od Kulinaria
Od Kulinaria
Od Kulinaria


Najmilszy pokroił kilka kapeluszy w kostkę, a ja szybko pomieszałam dwa mokre i dwa suche w czterech miskach i..... po dłuuuuugiej przerwie w Chatce znów zapachniały muffiny.

Tuzin ze smażonymi rydzami w towarzystwie ziół, szóstka z borówkami i szóstka z malinami.  Do owocowych dla smaku i koloru dosypałam nowoojczyźnianego 'kakao', czyli Milo.

Kolejnym etapem było blanszowanie maślaków - z myślą o przyszłych sosach, marynatach i zupach, mmmmm...

Od Kulinaria
Od Kulinaria
Od Kulinaria

Brak komentarzy :