7 stycznia 2015

Obrazek z piechurami

Obijam się ze spacerami, wymiguję się od jeżdżenia autkiem, to mi wczoraj Najmilszy z Przyszłych Ojców Moich Dzieci zafundował full wypas.

- Chcesz iść wieczorem popływać?
Trwają upały, więc moja odpowiedź była oczywista do przewidzenia.

Pojechaliśmy.
Mój megasprytny Najmilszy zostawił kluczyki we wlewie (tak jak to lata całe robił w starym kraju, i teraz, gdy mieliśmy poprzedni samochód - umówmy się, siedzi w temacie Volvo od kilku dobrych lat ;-) ), żeby ich nie brać na plażę i nie zakopać w piachu, 
bo nawet butów nie wziął (po co? przecież trasa do pokonania to: samochód-plaża-samochód).
Wchodziliśmy do wody, jak słońce już zachodziło, 
popływaliśmy, aż kolory zgasły i zrobiło się po-adelajdzku-ciemno.

Podchodzimy do samochodu, Najmilszy sięga do wlewu po kluczyki...
- Nie wierzeę! No, nie wierzę! A sprawdzałem kilka razy wcześniej, i tylko tym razem SIĘ ZAMKNĄŁ!!!!!
(Opcja automatycznego zamykania klapki wlewu paliwa uniemożliwia dostęp do tegoż osobom postronnym - może była 'zastana', może uruchamia się po jakimś czasie?? - Najmilszy sprawdzał i stwierdził, że widocznie w Oz nie występuje problem z kradzieżą paliwa, więc pewnie tego ustrojstwa nie podłączyli w ogóle...).
Nielojalnie umarłam ze śmiechu!

Efekt był taki, że zawinięci w ręczniki, ciemną nocą, ja w panciusiowych klapkach niedługodystansowych, Najmilszy boso (!!!) przyszliśmy do Przyczółka. 
Po drodze mijaliśmy grupkę Azjatów, którzy wieczorami regularnie chodzą na trasie do oceanu i z powrotem (wiemy, bo są niestety po azjatycku głośni - ouuuupppssss...), którzy nas pozdrowili i zapytali, czy wracamy z biegania po plaży - tiaaaaa...
 
W Przyczółku Najmilszy... przeskoczył przez bramkę (bo Mu 'pomieszałam' kody na kłódce, a było ciemno, że oko wykol i nie sposób było kodu ustawić). U sąsiadów natychmiast w odzewie na przeskakiwanie przez bramkę zgasło światło, więc znowu dostałam napadu śmiechu na myśl, że nam domu pilnują i podglądają o co chodzi i kto wtargnął?
Potem jeszcze tylko 'sforsował' lekko uchylone drzwi na tył domu (bo klima była włączona, więc żeby były uchylone, ale się nie zamknęły, Najmilszy skonstruował ustrojstwo z paska i smyczki z żabkami), znalazł zapasowy kluczyk do Volvo i klucze do swojego samochodu (uffffff, bo nie byłam pewna na 100%, czy aby nie zostały w tym zamkniętym przy plaży).

Podjechaliśmy vanem, wróciliśmy na dwa samochody.
Po powrocie Najmilszy moczył nogi w wodzie z magicznym olejkiem ('super wypeelingowane'), potem obsmarował maścią przeciw odparzeniom i... spał w skarpetkach (bo następnego dnia do pracy: upał plus safety shoes - bezpieczne ciężkie buty...)

4 stycznia 2015

Pożary buszu

Przyszło wreszcie prawdziwe lato.
I obudziło uczucia ambiwalentne: z jednej strony gorrrrrąco, słońce i czasem troszkę miłej bryzy znad oceanu, niebo błękitnieje bezchmurnie nad nami,
ale z drugiej strony... od drugiego stycznia zastępy strażaków i wolontariuszy walczą z pożarami buszu w okolicach wzgórz nad Adelajdą...

Regularnie zaglądam do aktualizacji w necie... Niby daleko od nas, ale mamy znajomego strażaka, który walczy; walczy też mąż koleżanki-zawodowy żołnierz-wolontariusz; mamy znajomych, którzy mieszkają na terenach, skąd widać nie tylko dym, ale i linię ognia; niektórzy z nich już dostali plany ewentualnej ewakuacji - straszne, straszne, tym bardziej, kiedy dzieje się blisko, kiedy dotyczy osób, z którymi się znamy, przyjaźnimy, spotykamy...

Wczoraj mieliśmy trochę przelotnych opadów (za mało, o wiele za mało...), ale i wiatr był silniejszy - przekierowywał ogień niekoniecznie zgodnie z planem ratowników...
Według wczorajszych prognoz, jeśli nic się nie zmieni, walka z ogniem może potrwać nawet do końca przyszłego tygodnia...
Według dzisiejszych prognoz wiatr zwolnił, temperatura spadła...

Już pojawiły się informacje, że tegoroczne pożary można porównać do tragedii z roku 1983 tzw. Ash Wednesday :-(
Trwa śledztwo, by wyjaśnić, czy ogień mógł się zacząć w spalarni śmieci...
Trwa ocena strat: liczba domów przekroczyła trzydziestkę, zginęły zwierzęta (w tym, niestety, większość zwierząt w jednym ze schronisk...), na szczęście nie ma ofiar w ludziach; pomoc udzielona strażakom i wolontariuszom także nie odnotowała bardzo groźnych przypadków.
Z Nowej Południowej Walii jedzie ponad trzystu strażaków i wolontariuszy na pomoc, do nas i do Wiktorii, ruszyła pomoc rządu i inicjatywy lokalnych społeczności - zbierana jest pomoc (dary i pieniądze) i dla ofiar pożarów, ale przede wszystkim dla tych, którzy walczą z ogniem.

Ehhhhhh, łzawo, łzawo, kiedy się czyta...