28 listopada 2010

Pożegnanie listopada, albo: czy widzieliście kangury?

W piękną słoneczną niedzielę ruszyliśmy do parku Gorge jadąc malowniczą drogą przez wzgórza otaczające Adelajdę porośnięte lasami eukaliptusowymi, na spotkanie ze zwierzętami, które mieszkają w krainie do góry nogami.

Od Hobbity do góry nogami ;-)

Przy kasie zakupiliśmy nie tylko bilety, ale również - o jakie to proste ;-)) - biszkopty i orzeszki, którymi można (i warto!) karmić mieszkańców parku.
Pracownicy parku nie tylko zapewniają jedzenie, którym odwiedzający karmią zwierzaki, ale tym samym mają wpływ na to, czym się karmi i jaka ilość jedzenia trafia na teren parku w danym dniu. Dzięki temu nie tylko można się zaprzyjaźnić, przyjrzeć z bliska i cyknąć zdjęcia, ale przede wszystkim łatwiej poczuć więź z braćmi mniejszymi, poczuć się częścią świata przyrody, który nas otacza i w którym tak często nie umiemy się odnaleźć jako te słonie w składzie porcelany...

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

Nie ma siły - kangury to najwięksi czarodzieje - nie ma osoby, która pozostałaby obojętna na ich urok ;-)) Jasne, że w parku mieszkają zwierzęta oswojone, ale dzięki temu możemy nie tylko zobaczyć, że naprawdę szybko skaczą, że naprawdę noszą maluszki w torbie na brzuchu, ale głaskając je możemy się przekonać, jakie mają miękkie futerko, jakie długie rzęsy i piękne oczy, ale też jak ufnie zbierają orzeszki prosto z wyciągniętej ręki.

Najmilszy z Moich Mężów zamykał peleton dokładając starań, by nikt nie pozostał głodny ;-))

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

Zdecydowanie, bez możliwości karmienia mijanych zwierzaków zwiedzanie parku nie byłoby tak przyjemne, a wrażenia tak wyraźne.

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

Jednym z żelaznych punktów zwiedzania są przytulanki z koalami. Oczywiście zrobiliśmy Hobbitom niespodziankę nic im o tym wcześniej nie mówiąc ;-))

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

Głaskać to jedno, ale dostać misia na ręce, to coś zupeeeeełnie innego ;-))
Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby na zdjęciach takich jak poniżej uwiecznić kogoś, kto miałby smutną minę ;-)) Chociaż z drugiej strony - gdyby nacisnąć guzik w momencie, kiedy misia trzeba oddać opiekunce, zapewne by się to udało ;-))

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

Kolejna legenda Australii to dzikie psy Dingo. Najpierw zobaczyliśmy je idące na smyczy podczas spaceru po alejkach z wolontariuszami, którzy pracują w parku, potem na ich wybiegu.

Od Hobbity do góry nogami ;-)

O ile Dingo bardzo przypominają psy domowe i bez wcześniejszego poczytania można by nie zwrócić na nie szczególnej uwagi, o tyle diabły tasmańskie to zwierzaki ciekawe i dużo bardziej unikatowe. Kiedyś zamieszkiwały całą Australię, zdziesiątkowane przez chorobę mieszkają teraz jedynie na Tasmanii. Na szczęście trwają prace (między innymi w Monarto Zoo, gdzie pojedziemy za jakiś czas - tam diabłów jednak nie można oglądać - prace są prowadzone 'na zapleczu') nad odnowieniem gatunku.

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

Mijały godziny, a my spacerowaliśmy wdychając zapach drzew eukaliptusowych, rozdzielając orzeszki i biszkopty.

Robiliśmy zdjęcia, głaskaliśmy mijane zwierzaki, aż nagle poczuliśmy, że nieco bolą nas nogi, a bateria w aparacie zamrugała na czerwono, bo też poczuła się... wyczerpana.

27 listopada 2010

Wieczór pełen aplauzu, czyli Andrzejki

W ostatni weekend listopada, w sobotni wieczór pojechaliśmy do Domu Polskiego im. Mikołaja Kopernika na zabawę andrzejkową. Najsilniejszym magnesem był oczywiście Aplaus. Jak oni grają, zabawa gwarantowana - i tak było i tym razem.
My mieliśmy okazję sprawdzić to wcześniej, tym razem Hobbity przybyły, zobaczyły i... przyznały nam rację.

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

Zdecydowanie lepiej nam wyszły tańce niż udział w loterii - pokaźny zbiór kuponów nadał się... do kosza. To inni wędrowali na środek po odbiór kolejnych nagród :-(

Od Hobbity do góry nogami ;-)

Na szczęście i my, i Wojtek odebraliśmy nagrody pocieszenia - Wojtek jeszcze na zabawie, my... w domu zaraz po powrocie ;-))

Od Hobbity do góry nogami ;-)

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

Powitaliśmy Adwent, a to oznaczało również: początek przygotowań do Świąt.
Co do Aplausu - pożegnali się z nami zapraszając na karnawałowe szaleństwa ;-))

15 listopada 2010

Ta pierwsza niedziela

Niedziela była ciepła, choć nie upalna - odpowiednio przygotowani (balsam z filtrem przeciwko gryzącemu słońcu, kapelusze i woda do picia) ruszyliśmy oglądać.

Na początek - przywitanie z Oceanem.

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

Zasłużony posiłek zjedliśmy w sympatycznym gronie - nie o wszystkim zdążyliśmy wczoraj porozmawiać i nie wszystko zdążyliśmy zjeść ;-))

To był naprawdę leniwy wstęp. Tydzień też nie był forsowny: gospodarze co rano wyjeżdżali do pracy, Goście zostawali na włościach. W niektóre wieczory udawało się wmontowywać spacery po najbliższej okolicy.

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

14 listopada 2010

Kulinaria powitalne


Na wieczór powitalny Hobbitów zaprosiliśmy Gości w taki sposób, że spodziewaliśmy się, że do jedzenia przystąpi (licząc naszą czwórkę) siedemnaście osób dorosłych i siedmioro dzieci. Nie wszyscy dojechali, ale lepiej pomylić się w tę niż w drugą stronę ;-))

W piątkowy wieczór upiekłam podwójną porcję muffinek (porcja to 12 sztuk, czyli dwie foremki - tak też zwykle przeliczane są przepisy). Stara sprawdzona wersja, czyli jedne z fetą i suszonymi pomidorami, drugie z fetą i duszonym szpinakiem. Muffiny zwykle doprawiam curry, 'pomidorowe' dostają dodatek oliwy, w której pływają w słoiku - pół na pół z czystym olejem.
Muffiny na stół podałam przekrojone na połowę, aby Goście mogli sobie spojrzeć, ocenić i wybrać, na co mają ochotę.

Po mnie do kuchni wszedł Najmilszy i przygotował mięso na BBQ, porcjując i umieszczając w marynatach. Na grilla miały trafić jagnięcina, wieprzowina, kurczak i indyk.

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Kulinaria

W sobotę Thermomix pomógł mi wyprodukować dipy: ziołowy, hummus, guacamole i buraczkowy. Pojawiły się na stole w towarzystwie chipsów.

Od Kulinaria

Na stół wjechały też dwie sałatki: grecka i z suszonymi pomidorami; deska serów z winogronami oraz pieczywo Artisan (zabrane z piekarni rano, przed wyjazdem na lotnisko), kiszone ogórki i masło czosnkowe. Goście wsparli nas kolejnymi dwiema sałatkami: Dorota - tradycyjną i lubianą zwaną sałatką niewolnicy, a L. - sałatką L., którą polubiliśmy od pierwszego wejrzenia i pogryzienia ;-).

Od Kulinaria
Od Kulinaria

Piliśmy wino, piliśmy trochę wódeczki (prosto z dalekiego zimnego kraju), piliśmy piwo i trochę kawy oraz herbaty. Dzieciaki udawały, że piją wodę, ale my wiemy, że najlepiej 'wchodzą' napoje gazowane ;-))

Pojedliśmy, popiliśmy, pogadaliśmy wśród żartów i śmiechu, a w niedzielne popołudnie znów usiedliśmy przy stole, z Dorotą, Petrosem i Janisem, aby zjeść poimprezowy lunch i udowodnić, że dobrze przygotowana impreza właśnie na takie niedzielne spotkania pozwala i że jak stać w kuchni przed weekendem to lepiej raz a dobrze ;-))

Od Hobbity do góry nogami ;-)

13 listopada 2010

Wakacje do góry nogami

Minęło siedemnaście miesięcy naszego pobytu w Nowej Ojczyźnie. Tę miesięcznicę będziemy świętowali inaczej niż dotychczasowe - zaprosiliśmy Specjalnych Gości.
Trzynastka nabierze od dziś jeszcze jednego znaczenia ;-))

W tę chłodną listopadową sobotę, bladym świtem, pojechaliśmy do Mistrza Wojciecha po dostawę Chleba Naszego Powszedniego, a stamtąd na lotnisko. W hali przylotów okazało się, że mamy okazję na pogaduszki przy kawie u Doroty i Petrosa, bo Oczekiwany Samolot przybędzie dwie godziny później...
Szkooda - takie zabawne miejsce znaleźliśmy na parkingu - tuż koło brata-bliźniaka.

Do dwóch razy sztuka - około dziewiątej przylecieli, wylądowali i po wielu minutach niecierpliwego wypatrywania pojawili się koło nas.
Projekt Hobbity do góry nogami nabrał lokalnych barw ;-))

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

Zapakowaliśmy się do Volvika i pojechaliśmy do Lawendowej Chatki zagadując po drodze zmęczenie Hobbitów i naszą radość. Poprzeczka od razu została zawieszona wysoko: w domu można się umyć, przebrać, zjeść śniadanie, napić się kawy, ale o spaniu nie ma mowy aż do wieczora. Niesamowite okazało się, jak bardzo Chatka i jej otoczenie nie były dla naszych Gości ani nowe, ani nieznajome - w dobie komputerów odległości znacznie się zmniejszają, a emigracja nabiera nowych znaczeń.

Pogoda nie napawała optymizmem: było chłodno, pochmurno i popadywał deszcz. Mistrz Projektów z Tatą przystąpili do skręcania krzeseł oraz proaktywnie przygotowali dodatkowy pokój na wypadek, gdyby deszcz jednak nie przestał padać. Pamiętacie kopiec ziemi z garażu sprzed paru miesięcy? Usypany był na folii, która tym razem posłużyła do uszczelnienia daszku - deszcz mógłby sobie padać, gdyby się upierał.

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

W Chatce trwała transformacja Gościnnego w Sypialnię Gości oraz przygotowania kulinarne. Stygły muffiny, powstawały sałatki oraz dipy, w lodówce od wczesnych godzin popółnocnych marynowało się mięso, Chleb Powszedni pachniał w Socjalu, a napitki chłodziły się w lodówce.

Rachu ciachu i minął dzień: po południu na stole zaczęły pojawiać się kolejne miski, BBQ wyjechało na środek trawnika, a potem zaczęli przybywać zaproszeni Goście.

Jak skuteczniej odwrócić czyjąś uwagę od spania, niż zapraszając sympatyczne grono do wspólnego biesiadowania? Św. Rita przesunęła deszcz w inne rejony, jedzenie smakowało, rozmowy toczyły się wartko, przeplatane toastami, pytaniami, śmiechem.

Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)
Od Hobbity do góry nogami ;-)

Szkoda, że aż tyle komarów postanowiło się wprosić na wieczór powitalny Hobbitów... Mimo zapalonych lampek oliwnych, świeczek cytrusowych i wcierania olejku Tea Tree odnotowano znaczące straty w ludziach, zwłaszcza w gładkości niektórych damskich nóg...

Pierwszy dzień Hobbitów na wakacjach uznaliśmy za 'spędzony' póóóźnym wieczorem - zaczęło się, zmęczenie po podróży samolotowej można było pójść odespać bez strachu o to, że skutki zmęczenia i zmiany czasu zakłócą kolejny dzień.
Co ciekawe: wcześniej do spania odmeldował się znużony Gospodarz, zaś Goście dopiero po pożegnaniu wszystkich biesiadników, posprzątaniu po biesiadzie i szybkim podsumowaniu dzisiejszego spotkania.

Ahoj Przygodo stało się udziałem kolejnej dwójki ludzi ciekawych Kraju Do Góry Nogami ;-))